O tym, jakie auta kradnie się w Polsce przeczytasz tutaj!

Podobno właściciel auta cieszy się zawsze dwa razy. Pierwszy raz, gdy uda mu się kupić wymarzony samochód, drugi raz, gdy uda mu się go sprzedać.

Ta stara motoryzacyjna prawda wydaje się sprawdzać, ale nie dotyczy ona wszystkich kierowców. Opinii tej nie podzielają np. właściciele volkswagenów i audi. Oni cieszą się niemal każdego dnia. Zwłaszcza rano, gdy po pełnej nerwów nocy uda im się zastać swoje auto na parkingu...

Niestety, nie jest to wcale barwna beletrystyka. Tylko w zeszłym roku ze swoimi volkswagenami w bliżej nieznanych okolicznościach rozstało się ponad 3500 osób (skradziono 2070 passatów i 1462 golfów). Podobnie wygląda sytuacja miłośników audi. Tylko modeli A4 i A6 zginęło w ubiegłym roku ponad tysiąc.

Najłatwiej rozstać się z samochodem, na którego tylnej klapie widnieje magiczny, wyśmiewany przez wielu znaczek: TDI. To właśnie te trzy literki w całej Europie stały się synonimem diesla. I chociaż kultura pracy tych jednostek odstaje nieco od konstrukcji francuskich czy włoskich, nie można im odmówić tego, że potrafią bardzo rozsądnie obchodzić się z paliwem. A koszty eksploatacji są w Polsce najważniejsze. Jest popyt, musi też być i podaż...

Reklama

Jak "po cichu" przyznają nawet oficerowie policji, jeżeli złodzieje upatrzyli już sobie nasz pojazd, szansa na to, że uda nam się nim cieszyć dłużej niż 2-3 tygodnie, jest jak jeden do dziesięciu. W 2007 roku najwięcej samochodów ukradzionych zostało wprost "z ulicy" (aż 8 368) i z niestrzeżonego parkingu (7 591). Właściciele domków jednorodzinnych i garaży również nie mogą się czuć bezpiecznie. Z takich miejsc zniknęło w 2007 roku aż 1991 pojazdów. Co ciekawe, niemal 150 pojazdów odjechało z parkingów strzeżonych!

Jak chronić się przed amatorami cudzej własności? Dla właściciela diesla najprostszym, ale często skutecznym zabiegiem jest pozbycie się naklejki z oznaczeniem jednostki napędowej. To pomaga, ale nie daje żadnej gwarancji. Wystarczy przecież, że złodziej podejdzie do samochodu i rzuci okiem na obrotomierz... Często jednak brak naklejki, lub chociażby mylne oznaczenie (np. 1,8T czy 2,0 l), potrafi zniechęcić. Te silniki palą zdecydowanie więcej, samochód będzie trudniej sprzedać.

Niestety, trzeba też pamiętać, że niewielka część kradzionych pojazdów wraca na rynek w całości. Zdecydowana większość kończy swój samochodowy żywot pod gorącym płomieniem palnika i sprzedawana jest na części. Dlatego właśnie najlepiej jest polegać na kilku niezależnych zabezpieczeniach.

Każdy alarm, czy blokadę zapłonu można sforsować. Gra toczy się o czas. Jeżeli przez kilka minut samochód nie daje się uruchomić, złodziej przeważnie rezygnuje. Pamiętajmy jednak, że wszelkie fabryczne zabezpieczenia służyć mogą co najwyżej za element przetargowy przy podpisywaniu umowy z ubezpieczycielem. Ich obejście zajmuje złodziejowi kilkadziesiąt sekund.

Na rynku jest dużo dobrych systemów alarmowych, ale, niestety, nie należą one do tanich. Na przyzwoity alarm wydać trzeba nawet kilka tysięcy złotych. Co więcej, często okazują się to pieniądze wyrzucone w błoto - kierowcy naklejają bowiem na szyby kalkomanie z nazwą alarmu, co stanowi cenną wskazówkę dla złodzieja. Dobrze jest więc nakleić inną...

Pamiętajmy również, by zwłaszcza na noc parkować samochód w miejscu, w które trudno będzie podjechać autolawetą.

Na szczęście, by całkiem skutecznie zabezpieczyć swój samochód, wcale nie trzeba mieć fury pieniędzy. Trzeba mieć tylko dobry pomysł. Jaki?

"Odcięcie" listwy wtryskowej, pompy paliwa, czy nawet hydrauliczna blokada układu hamulcowego... Możliwości jest mnóstwo, ale o szczegółach technicznych lepiej nie opowiadać. Wybierzcie się do zaufanego elektryka i przedyskutujcie sprawę. Na pewno coś wymyśli...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pierwszy raz | uda | Auta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy