Nie mogą zarejestrować kupionego auta. Stoi i niszczeje
Kolejni oszukani przez komis samochodowy w Rykach. Małżeństwo z Lubelszczyzny kupiło trzy lata temu osobowe Volvo. Okazało się, że nie można go zarejestrować, bo nie opłacono akcyzy. Małżeństwo nie dostało także oryginalnego dowodu rejestracyjnego z Holandii - tylko ksero. Auto prawdopodobnie miało szkodę i nie nadawało się do naprawy. Teraz stoi i niszczeje w ogrodzie nowych właścicieli. Komis nie chce oddać pieniędzy. Nie dostarczył też dokumentów potrzebnych do zarejestrowania pojazdu.
Państwo Koryccy mieszkają koło Lublina. Trzy lata temu kupili w komisie w pobliskich Rykach samochód osobowy za 13 tys. złotych. Do tej pory nie mogą go zarejestrować. Pojazd sprowadzony z Holandii stoi w ich ogrodzie i niszczeje.
- Przy podpisywaniu umowy dostałem kopię dowodu holenderskiego i obietnicę, że w przeciągu 2-3 dni dostanę normalny dowód holenderski. Nie dostałem do dziś. Okazało się później, że akcyza jest nieopłacona - mówi pan Hubert.
- Okazało się, że nie ma akcyzy. Zaczęliśmy dzwonić do urzędu celnego, skarbowego. W urzędzie skarbowym podałam NIP tego komisu, to pani się zaśmiała i powiedziała: to nie mieliście od kogo już kupić samochodu? - opowiada z kolei pani Eliza.
Samochód formalnie sprzedał Daniel M., jednak negocjacje prowadzili jego rodzice: Agnieszka i Mariusz. Bo tak naprawdę to oni zajmują się handlem samochodami. Rodzina i adres komisu znane są policji, służbie celno-skarbowej i komornikom.
- Obaj mężczyźni są znani policjantom. Byli notowani za udział w bójce i pobiciu. Były też tam przeprowadzane interwencje. Były skargi od osób, które kupowały samochody, część z tych spraw jest z powództwa cywilnego. Ale też interweniowaliśmy jako asysta komornicza - mówi Andrzej Fijołek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
- Jeżeli chodzi o akcyzę, ja jej nie mogę zapłacić, bo jest to obowiązkiem komisu, który sprowadził go z Holandii. Lecą odsetki, jest już ponad tysiąc złotych - mówi pan Konrad.
Dotarliśmy do mężczyzny, który pracował z rodziną M. Mężczyzna twierdzi, że sprowadzane do sprzedaży samochody były wrakami. To oburzyło państwa Koryckich. Razem z nami pojechali do komisu.
Reporter: Ludzie kupując samochody nie mieli pojęcia, że one są wadliwe, felerne, niesprawne?
Były pracownik: Tak. Był też taki patent, że dokument holenderski składał się z dwóch stron. I tam był wbity WOK. Oznaczało, że pojazd nie może być dopuszczony do dalszego ruchu. Na części może być, ale nie może się poruszać po drogach. Odcinali tę stronę i szło dalej.
Państwo Koryccy oddali sprawę do sądu. 15 października ruszy proces. Małżeństwo po zakupie w komisie samochodu nie miało już pieniędzy na kolejne auto. To generowało kolejne problemy i koszty, bo samochody często musieli pożyczać, np. żeby z dziećmi pojechać do lekarza.
- Domagamy się oddania pieniędzy i niech sobie wezmą ten samochód. Kosztów jest dużo, ciężko zliczyć: adwokaci, tłumacz, laweta, mechanik. Traci na wartości, trzy lata temu miał inną wartość. Jesteśmy oszukani i ciężko nam jest - mówi pani Eliza.