Najmocniejsze auto w Polsce!
- To jest najmocniejsze auto w Polsce. Nie ma Porsche GT3, nie ma Ferrari, nie ma Lamborghini Murcielago, wszystkich zostawiam z tyłu. Oni po prostu nie istnieją - mówi Jerzy Dziewulski, kiedyś antyterrorysta i poseł, a dziś amator jazdy w pozycji półleżącej.
- Jestem szybszy od każdego motocykla. Pierwszy zakręt i każdy znika za mną.
- Kochałem jeździć motocyklem - mówi Jerzy Dziewulski. - Ale pewnego lipcowego dnia jechałem Harleyem V-Rod do Antyradia. Spadł deszcz, skręcałem, na śliskiej farbie na pasach tylne koło motocykla wpadło w poślizg. Złamałem rękę i nogę - wspomina były parlamentarzysta, a wcześniej antyterrorysta. Niemal dokładnie rok później w tunelu Trasy W-Z, jechał lewym pasem za pewną kobietą, która nagle z prawego pasa zawróciła. Motor uderzył w auto.
- Wyrzuciło mnie z siodła. Nie połamałem się, ale miałem odbite płuca, wylew śródpłucny, uszkodzoną łopatkę. Pomyślałem, że mam dosyć, jacht na mnie na Mazurach czeka, a ja albo w gipsie albo w szpitalu. Uznałem, że mam to gdzieś - mówi Dziewulski. Sprzedał motocykle Harley-Davidson V-Rod i MV Agusta.
- Żałowałem, oba te motory stały przecież w Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku jako wzorce współczesnego designu - mówi Dziewulski, który jednak zaraz potem zaczął szukać czegoś w zamian. - To było trudne, bo bardzo chciałem mieć odkryty łeb - dodaje.
Najpierw pomyślał o brytyjskich wyścigówkach Radical z nieco dziecinnym wyglądem. Później dumał o Lotusie Seven. - Zacząłem wreszcie na chybił trafił szukać w internecie. Przypadkowo znalazłem auto Ariel Atom II i mnie znienacka olśniło.
Zaraz zadzwonił do Simona Saundersa, szefa i właściciela brytyjskiej firmy w hrabstwie Sommerset. - Jak tam pojechałem, to się trochę wystraszyłem, bo Saunders montował wtedy te auta w starej szopie - mówi Dziewulski. - Facet zdziwił się, że się do niego zgłasza deputowany, a do tego z Polski.
Ariel Atom powstaje w różnych wersjach. Są słabsze modele, z silnikiem Rovera, i mocniejsze z silnikiem od Hondy. Dziewulski, po namowach, wybrał wersję najmocniejszą, a Saunders jeszcze ją podrasował.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
- Naprawdę wyciągnął z tego auta, ile się dało. Zeszliśmy z ciężarem dużo poniżej normy i auto waży ledwie 410 kilogramów. Ale nic dziwnego, wszystko jest przemyślane, na przykład reflektory przyspawane bezpośrednio do wahacza - wyjaśnia. Jego Atom ma teraz 320 koni mocy, które poruszają lekki bolid. Auto rozpędza się do setki w 2,6 sekundy! Wyposażenie jest sportowe, wszędzie albo stopy tytanu albo molibden, albo karbon, szerokie opony niskoprofilowe, do tego wyposażenie drogowe wymagane przepisami.
- Fotel mam z gołego karbonu, ustawiony raz na zawsze i przykręcony na stałe. Pasy czteropunktowe - mówi Dziewulski, który może zabrać pasażera, bo miejsca są dwa.
Z homologacją były tylko drobne problemy. Ministerstwo Transportu nie miało auta na swojej liście. Ale teraz już je ma.
- W Polsce nikt się nie dziwi. Za to problem był na granicy z Austrią. Tam nie mogli pojąć, że to też samochód - choć bez dachu, drzwi i przedniej szyby. Dopiero jak wytłumaczyłem, że auto jest legalnie zarejestrowane w Unii Europejskiej, to się ode mnie odczepili - mówi Dziewulski.
Auto kusi, żeby nim popędzić.
- Człowiek kichnie i już jedzie dwieście na godzinę - mówi Jerzy Dziewulski, który w lipcu na Wisłostradzie w Warszawie zapłacił 500 zł mandatu i dostał dziesięć punktów karnych. Miał prawie 150 tam, gdzie ograniczenie było do 50 km/h. - Przyznaję, że jechałem szybko, ale przycisnąłem trochę ze strachu. Szła wielka burza, musiałbym zakładać kombinezon, strasznie dużo roboty - dodając, że szybko nie jeździ. W trasie maksymalnie 140, a w mieście wystarczy mu, że zostawia wszystkich z tyłu, bo ma lepsze przyspieszenie.
Nic dziwnego w teście 0-160-0 km/h auto ma wynik 10,88 sekundy na szosowych oponach - najlepszy. Na gładkich, wyścigowych było o 0,22 sekundy lepsze.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
- Nie da się jeździć bez czapki i okularów - mówi Dziewulski, poprawiając kolorową bawełnianą myckę. - Inaczej łeb zaraz jest siny od zderzeń z gzami i chrząszczami. W trasie zakłada oryginalny kask pilota F-16. - Ma tę zaletę, że nie jest zabudowany na dole i mogę normalnie rozmawiać nie zdejmując tego z głowy. A poza tym ma świetne słuchawki, jest kompatybilny z amerykańskim CB - wyjaśnia. Przy dużych prędkościach zakłada gumową maskę, którą można podłączyć do butli z tlenem.
Auto ma tylko dwie wady. Pierwszy minus, to brak miejsca z przodu samochodu na tablicę rejestracyjną. Trzeba ją było wydrukować na folii i nakleić na kokpit. Drugi, to zainteresowanie, jakie budzi. Wystarczy stanąć, a natychmiast zlatują się ludzie, albo zagadują z okien stojących obok pojazdów.
- Kiedy jestem w trasie i mijam tira, cały czas słyszę w cb-radio: "Jasny gwint! Kubica jedzie! Chyba tory pomylił! " - rechocze Dziewulski, nasuwa okulary na oczy i z gracją driftując znika za zakrętem.
Harald Kittel
***
Ariel Atom II 2006 r.
Pojemność skokowa [ccm]: 1998
Moc maks. [KM] przy [obr. /min.]: 320 przy 6600
Maks. moment obrotowy [Nm] przy [obr. /min.]: 300 przy 6100
Skrzynia biegów: manualna, 6-biegowa
Masa własna/ładowność [kg]: 410/150 (2 osoby)
Dł. x szer. x wys. [mm]: 3410/1798/1195
Pojemność bagażnika [l]: 2 (miejsce na kombinezon)
Prędkość maksymalna [km/h]: 252 (zanotowane)
Przyspieszenie 0 - 100 km/h [s]: 2,65
Zużycie paliwa: cykl miejski/sportowy [l/100 km]: 12/powyżej 30