Miał drobną stłuczkę i minimalne uszkodzenia, musi zapłacić 86 tys. zł

Przyzwyczajeni jesteśmy już do tego, że w nowoczesnych samochodach nawet drobne szkody, mogą przełożyć się na bardzo wysokie koszty napraw. Mimo to rachunek, jaki otrzymał pewien pechowy kierowca, przyprawia o zawrót głowy.

Drobna stłuczka z jeleniem i horrendalny rachunek z serwisu

Pewien użytkownik Reddita podzielił się ostatnio swoją zaskakującą historią. Otóż miał on kolizję z jeleniem, więc jego Polestar 2 musiał trafić do serwisu. Pojazd został naprawiony, ale rachunek jaki otrzymał właściciel był jeszcze bardziej bolesny, niż spotkanie ze wspomnianym zwierzęciem. Widniała na nim kwota 21 544 dolarów i 82 centów, co przekłada się na około 86 tys. zł.

Pomyślicie teraz pewnie, że jest to zrozumiałe. Spotkanie z tak dużym zwierzęciem jak jeleń, potrafi doprowadzić nawet do szkody całkowitej, więc kierowca powinien się cieszyć, że w ogóle auto dało się naprawić. Problem tylko w tym, że uszkodzenia samochodu były ledwo widoczne.

Reklama

Do zderzenia musiało dojść przy bardzo niskiej prędkości i zwierzę zostało jedynie zahaczone prawym narożnikiem. Lekko odstająca plastikowa osłona nadkola oraz wyrwany z jakichś dwóch zaczepów zderzak wyglądają, jakby bez problemu mogły wrócić na swoje miejsce, gdyby tylko mocniej je docisnąć. Delikatnie skrzywiony narożnik maski to kwestia wyłącznie drobnej estetyki (chociaż nie można wykluczyć, że z czasem pojawiłaby się rdza), a reflektor jest sprawny. Dopiero przy bliższej inspekcji widać nadkruszony róg obudowy. Skąd więc tak horrendalny rachunek?

Ile kosztuje naprawa samochodu elektrycznego?

Okazuje się, że częściową winę za tak duży rachunek ponosi fakt, że mówimy o samochodzie elektrycznym. Procedura naprawy wymagała między innymi czasochłonnego przygotowania napędu elektrycznego, aby można było bezpiecznie rozpocząć pracę. Zaskakuje jednak fakt, że aż 50 roboczogodzin zajęła wymiana elementów nadwozia. W sumie pracownicy serwisu potrzebowali 90 roboczogodzin na uporanie się z uszkodzeniami, co wycenili na około 33 tys. zł.

Z kolei niemal 46 tys. zł to koszty części - maski, reflektora, błotnika, zderzaka oraz przedniego wzmocnienia. Kwota horrendalna, szczególnie za kilka stosunkowo tanich elementów. Najdroższym z nich był z pewnością diodowy reflektor, ale nie zostały uszkodzone żadne czujniki czy radary, które zwykle odpowiadają za wysokie koszty napraw, gdy zostanie uszkodzony przód samochodu.

Warto dodać, że podobne przypadki będą zdarzały się coraz częściej, szczególnie w przypadku elektryków. Coraz większa ilość elektroniki i drogich elementów, jak wspomniane reflektory czy radary, znacząco wpływają na koszty napraw. Jeśli zaś pojawi się jakiekolwiek uszkodzenie elementów układu napędowego w aucie elektrycznym, rachunki mogą być jeszcze większe. Do historii przeszedł już przypadek właściciela Jaguara I-Pace, który miał uszkodzoną obudowę baterii (ale nie samą baterię). Serwis przewiduje jednak wymianę całej części, więc wystawił rachunek na 150 tys. zł.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polestar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy