Książka serwisowa to fikcja
Poniżej kolejny list od oszukanego przez komis samochodowy Czytelnika. List publikujemy ku przestrodze (nie ingerując w jego treść i formę).
Witam. Dzisiaj dowiedziałem się, że zostałem oszukany przez szanujący się na Śląsku komis samochodowy (...)
Kupiłem pod koniec listopada ubiegłego roku, w tym komisie samochód VW Bora z przekonaniem, że samochód jest w bardzo dobrym stanie: wygląd zewnętrzny i podstawowe oględziny wskazywały na autentyczność informacji zawartych w książce serwisowej.
Po ok. tygodniu czasu okazało się, że została ukryta awaria silnika poprzez odcięcie jednego przewodu czujnika temperatury. Po ponownym podłączeniu tego przewodu okazało się, że silnik nie odpala po zagrzaniu się.
Niestety po kontakcie ze sprzedawca nic nie udało się utargować bo wszystkiego się wyparł.
Usunąłem w pewnym stopniu usterkę w serwisie. Przed kupnem samochodu usiłowałem potwierdzić informacje w serwisie VW, ale nie było to możliwe gdyż takich informacji nie chcieli udzielić.
W ostatnim czasie przez przypadek poznałem osobę, która pracuje w serwisie vw. Poleciłem jej sprawdzenie historii pojazdu. Wręcz nie mogłem uwierzyć w to co się okazało: żaden wpis w książce serwisowej nie pokrywa się z faktycznym, a aktualny przebieg po oszacowaniu kształtuje się o ok. 100 tys. większy niż wskazuje licznik.
Co więcej po jeszcze jednym dokładniejszym obejrzeniem książki serwisowej zauważyłem, że wymieniono w niej cały środek, czyli kartki na których znajdują się niby oryginalne pieczątki serwisów Volkswagena.
Przy kupnie samochodu nie zauważyłem tego faktu, sprawdzałem liczbę stron, porównywałem naklejkę z okładki książki serwisowej z identyczną przyklejoną w bagażniku samochodu.
Aktualnie jestem bezradny i nie mam pojęcia co dalej robić. Czy są jakieś podstawy do zwrotu samochodu lub części pieniędzy po takim czasie? Na ten samochód wydaliśmy z żoną wszystkie oszczędności jakie mieliśmy. Za jakąkolwiek pomoc z góry dziękuję. Pozdrawiam Wojciech