Katastrofa! Autonomiczne auto potrąciło autonomicznego robota
Czegoś takiego w historii motoryzacji jeszcze nie było! Przy okazji trwających właśnie w Las Vegas targów elektroniki użytkowej CES doszło do pierwszego w historii potrącenia autonomicznego robota przez autonomiczny samochód!
To nie żart. Zdarzenie miało miejsce wieczorem, około godziny 19. Jak tłumaczył "kierowca" podróżujący Teslą Model S - z uwagi na niewielki ruch włączył tryb autonomicznej jazdy. Czujniki pojazdu nie wykryły Promobota, który miał oddalić się od swojego stoiska i "wyjść" na parking. W efekcie samochód uderzył w stojącego przy krawędzi jezdni (dalsze przemieszczanie uniemożliwił krawężnik) robota i przewrócił maszynę. Producent urządzenia - firma Promobot - milczy na temat stanu ofiary. Nieoficjalne źródła donoszą, że wypadek zakończył się "śmiercią" urządzenia...
Sam Promobot jest "inteligentnym" robotem stworzonym do rozmaitych celów "biznesowych". Urządzenie potrafi nie tylko samodzielnie się poruszać, ale też rozpoznawać twarze czy odpowiadać na rozmaite pytania rozmówców. Wiele wskazuje na to, że "ofiarą śmiertelną" niecodziennego wypadku jest najnowszy prototyp Promobota w wersji 4,0. Producent urządzenia sprawdza, dlaczego robot opuścił swoje miejsce "pracy" i znalazł się na parkingu (złośliwi żartują, że wyszedł na papierosa...). Niewykluczone, że wypadek "sprowokowany" został przez samych pracowników Promobota, by uzyskać efekt marketingowy. Prawdą jest, że o niewielkiej firmie z Pensylwanii nagle zrobiło się głośno w światowych mediach...
Niecodzienne zdarzenie wskazuje na spory dystans, który wciąż dzieli inżynierów i programistów od stworzenia w pełni funkcjonalnego pojazdu autonomicznego. W tym przypadku do wypadku przyczynił się człowiek, który przełączył pojazd w tryb autonomicznej jazdy. Nie zmienia to jednak faktu, że albo zaawansowany system czujników Tesli Model S nie wykrył przeszkody, albo też oprogramowanie sterujące nie było w stanie zareagować.
To nie pierwszy medialny wypadek z udziałem autonomicznego pojazdu. Poprzednie miały niestety zdecydowanie dramatyczniejszy obrót.
Przypominamy, że pierwszą ofiarą autonomicznej jazdy był 40-letni Joshua Brown, który zginął w swojej Tesli Model S latem 2016 roku. Do zdarzenia doszło na dwupasmowej drodze na Florydzie. Brown poruszał się prawym pasem, kiedy jadący z przeciwka "tir"(ciągnik z naczepą) skręcił w lewo na tzw. "przełączce", chcąc zjechać na drogę równoległą. Kierowca Modelu S zginął, ponieważ auto wjechało pod naczepę, uderzając w nią tylko na wysokości okien. Co więcej, uderzenie nie zatrzymało Tesli - ta przejechała pod naczepą i stanęła w miejscu dopiero po staranowaniu dwóch ogrodzeń i słupa wysokiego napięcia.
Do pierwszego śmiertelnego wypadku z udziałem w pełni autonomicznego pojazdu doszło natomiast w marcu ubiegłego roku. Testowane przez Ubera autonomiczne Volvo XC90 potrąciło wówczas przechodzącą przez ulicę w niedozwolonym miejscu 49-latkę (kobieta pchała rower). Stworzone przez Ubera auto (Volvo dostarczyło pojazd - Uber oprogramowanie) nie tylko nie wykryło pieszej, ale też... przekroczyło prędkość. W chwili wypadku samochód rozwijał 38 mph (61 km/h) w miejscu, gdzie obowiązywało ograniczenie do 35 mph (56 km/h).
Widać więc, że - przynajmniej na tym etapie - technologia autonomicznej jazdy cechuje się zaskakująco ludzkim podejściem do kwestii popełniania błędów...
Paweł Rygas