Dzwonisz na policję, przyjeżdża laweta
Zorganizowana grupa przestępcza od kilku lat z powodzeniem działa w krakowskiej policji - ustalili reporterzy RMF i TVP Kraków. Funkcjonariusze, głównie oficerowie dyżurni, współpracują z firmami holującymi uszkodzone pojazdy.
Według naszych informacji, skala problemu jest tak duża, że poprzedni komendant wojewódzki stworzył nawet alternatywną grupę policjantów, którzy mogą z dnia na dzień zastąpić skorumpowanych funkcjonariuszy.
Codziennie w Krakowie dochodzi do kilkunastu kolizji i wypadków. - W tym mieście nie szans na uczciwe prowadzenie interesu holownika - mówi jeden z przedsiębiorców. - Teoretycznie wszyscy maja takie same możliwości, ale wygrywają zawsze te same firmy.
Centrum miasta. Skrzyżowanie dwóch ruchliwych ulic. Pisk opon, chwile później szczęk giętej blachy. W zderzeniu dwóch samochodów lekko ranna zostaje młoda kobieta. Roztrzęsiona wysiada z uszkodzonego samochodu. Sięga po komórkę, wykręca 112 - oficer dyżurny zgłasza się po kilkunastu sekundach i przyjmuje zgłoszenie. Kilka minut później, jeszcze przed przybyciem radiowozu, na miejscu pojawia się samochód pomocy drogowej. Chwilę później jest i radiowóz. Policjanci proszą o ściągnięcie auta z drogi. Okazuje się, że jechać nim nie można - ma uszkodzony napęd i stłuczone światła. Potrzebne jest holowanie.
- W takich przypadkach ludzie są w olbrzymim stresie, nie myślą racjonalnie, zwłaszcza, że często sami spowodowali wypadek i są winni - opowiada jeden z kierowców holownika. - Ten kto pierwszy przyjedzie na miejsce - często ma pewne zlecenie, co więcej jeżeli zawiezie samochód do zaprzyjaźnionego blacharza lub mechanika zarobi więcej.
Krakowski rynek usług pomocy drogowych zmonopolizowały trzy firmy. Właściciel jednej z nich to były policjant, dwie pozostałe to oficjalnie zakłady blacharskie, które wkupiły się w łaski dyżurujących oficerów. Według naszych ustaleń zgłoszenia płyną zawsze z trzech źródeł: od oficerów dyżurujących pod numerem 112, z radiowozu lub wydziału ruchu drogowego.
Gdy dochodzi do stłuczki skorumpowani policjanci smsem informują "swoich" o kolizji. Właściciele faworyzowanych firm dobrze się znają. Dlatego mają niepisaną umowę: "kto pierwszy dojedzie na miejsce, ten łapie zlecenie, inni dyskretnie usuwają się z miejsca wypadku". Skąd policjanci wiedzą, od kogo potem wyegzekwować swoją należność za "cynk" o wypadku? Mają swoje wypróbowane sposoby - od firm holujących żądają pieczątki pod policyjnym zgłoszeniem.
Jaka jest cena wkupienia się w łaski policjantów? Za przychylność oficera dyżurnego trzeba słono zapłacić - pomoce drogowe oddają 10% od każdej naprawy. Średni zarobek policjanta wynosi od 500 do 1000 zł od każdego zlecenia. W Krakowie codziennie dochodzi do kilkunastu kolizji, dlatego nietrudno wyobrazić sobie, iż pensja policjantów stanowi tylko dodatek do zarobków płynących z holowniczego biznesu.
- To istny kanał - mówi jeden z właścicieli krakowskiej firmy holowniczej - choć podpisaliśmy umowę z policją na prawa do holowania samochodów i jesteśmy członkiem stowarzyszenia zrzeszającego pomoce drogowe, od lat nie dostaliśmy ani jednego zlecenia. Cały Kraków obsługują tylko te trzy firmy. Wysłaliśmy nawet skargę na komendę policji, ale nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.
Za odholowanie auta kierowca musi zapłacić kilkaset złotych. Dodatkowe pieniądze obrotny przewoźnik zarobi dzięki prowizji od zakładu mechanicznego. Łącznie może to być nawet ponad tysiąc złotych. Ale aby interes się kręcił potrzebna jest informacja.
- Oficerowie dyżurni w policji mają po kilka telefonów komórkowych. Służbowe oraz prywatne - opowiada mężczyzna który był kiedyś w tym interesie. - Kiedy otrzymują zgłoszenie o wypadku lub uszkodzonym samochodzie na miejsce wysyłają nie tylko radiowóz. Przede wszystkim informują "swoją" pomoc drogową. Dlatego tak często zanim przyjedzie policja w rejon wypadku najpierw docierają "ustawieni" laweciarze. Proponują błyskawiczną pomoc a potem kompleksową obsługę. Zarabiają oni, zarabiają też policjanci.
- Pamiętam, że najpierw musiałem opłacić policjantów na miejscu kolizji - tym dawałem na butelkę wódki, na dwie butelki dostawał dyżurny, na końcu dostać musiał też ich przełożony - mówi nam jeden z byłych kierowców holownika spod Krakowa. - Dzisiaj sytuacja nieco się zmieniła - nie ma mowy o wódce, liczy się tylko gotówka. Zarabia każdy - holownik, mechanik, oraz policjanci. Ci ostatni mają pieniądze nieopodatkowane.
Informacje o skandalicznych praktykach od kilku miesięcy trafiały do Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Wojewódzkiej w Krakowie. Rozpoczęto śledztwo. Z czasem okazało się, że skala zjawiska jest porażająca.
- Praktycznie wszyscy, którzy pracują jako dyżurni w komendzie miasta, mogą być zamieszani w aferę - mówi jedna z osób znających szczegóły dochodzenia. Dzięki technikom operacyjnym zebrano mocne dowody wskazujące na działanie wręcz zorganizowanej grupy przestępczej. - W sprawę może być uwikłanych nawet kilkudziesięciu funkcjonariuszy - mówi nasz informator. - To niewyobrażalna liczba jak na Kraków. Każdy z nich był w stanie w ciągu roku zarobić od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych.
Marek Balawajder, Roman Osica