"Drzwi Formuły 1 zamknięte dla Briatore"

"Nie wyobrażam sobie, by Flavio Briatore pojawił się na jakimkolwiek torze Formuły 1. Dla niego drzwi są zamknięte" - przyznał prezydent Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) Max Mosley. Z kolei szef F1 Bernie Ecclestone ocenił dożywotnią dyskwalifikację Włocha jako stratę dla tego sportu.

W poniedziałek Światowa Rada Sportowów Motorowych ukarała zespół Formuły 1 Renault wykluczeniem z rywalizacji na dwa lata w zawieszeniu za polecenie spowodowania wypadku przez Nelsona Piqueta Jr podczas ubiegłorocznego wyścigu o Grand Prix Singapuru. Z kolei były szef tego teamu Flavio Briatore został dożywotnio pozbawiony możliwości jakiejkolwiek działalności w Formule 1, a były główny inżynier Pat Symonds nie będzie mógł pracować w tej branży przez pięć lat.

"Musieliśmy pokazać światu, że dla osób dopuszczających się tak karygodnych zachowań nie ma miejsca w tym sporcie. Briatore ponosi w stu procentach winę za to, co stało się przed rokiem w Singapurze. Dla niego drzwi Formuły 1 są zamknięte. Nie wyobrażam sobie, by pojawił się kiedykolwiek na jakimkolwiek torze" - przyznał Mosley.

Reklama

W ten sposób prezydent FIA odpowiedział na dobiegające ze środowiska F1 głosy o możliwym złagodzeniu kary dla Briatore. Postulował to m.in. szef Ferrari Luca di Montezemolo. "Mam nadzieję, a nawet liczę na to, że ta kara zostanie wkrótce zredukowana" - powiedział cytowany w czwartek przez włoskie media.

Także przyjaciel Briatore i szef Formuły 1 Bernie Ecclestone uznał wyrok FIA za zbyt surowy.

"Powinien się odwołać. Dyskwalifikacja Briatore to strata dla naszego sportu. Formuła 1 potrzebuje takich pasjonatów, jak Flavio" - powiedział 78-letni Ecclestone, który jest... partnerem biznesowym Włocha.

"Źle się zachował, źle rozegrał tę całą sprawę, ale dożywotni zakaz działalności w Formule 1 to przesada. On na to nie zasłużył" - podkreślił Ecclestone.

Mosley ponownie wyjaśnił również dlaczego zawieszono wykonanie kary nałożonej na ekipę Renault.

"Rozumiem ludzi, którym wydaje się, że potraktowaliśmy Renault zbyt łagodnie. Ale mieliśmy pewien problem - zawiniły trzy osoby, a w zespole pracuje 700. Co z tego wynika? 697 było kompletnie niewinnych. Nie mogliśmy zniszczyć ich dorobku. To byłby zamach na ich egzystencję" - podkreślił Mosley.

W niedzielę kierowcy Formuły 1 po raz drugi w historii ścigać się będą na ulicznym torze w Singapurze, gdzie przed rokiem ekipa Renault "ustawiła" wyniki rywalizacji.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy