Czytelnik dostał od nas "miśka"
Dzięki uprzejmości serwisu Motoryzacja portalu INTERIA.PL, mogłem przetestować nowego mitsubishi outlandera. Zadanie było proste - opisać wrażenia z jazdy z punktu widzenia zwykłego kierowcy, bez wchodzenia w techniczne szczegóły.
Jak w kilka dni możliwie najlepiej sprawdzić nowe auto? Dobrze byłoby trochę pojeździć po mieście, ale i ruszyć w dalszą trasę, z możliwością przejazdu po tzw. normalnej drodze, także po jakiejś dwupasmowej ekspresówce oraz autostradzie. Dlatego też pojechałem z Krakowa na Półwysep Helski i z powrotem. W jedną stronę samochód był pusty, w drugą jechałem z dodatkowym pasażerem i tyłem wypakowanym po brzegi, czyli mocno obciążonym autem.
Do dyspozycji miałem chyba najczęściej kupowaną w Polsce wersję tego japońskiego auta, robionego we współpracy z Francuzami, z niemieckim silnikiem, a montowanego w Holandii. Pod maską znajduje się produkowany przez Volkswagena silnik 2.0 TDI (dieselek) o mocy 140 KM (często określany mianem "turboklekot"), w środku i na zewnątrz wyposażenie z pakietu Intense Plus, w skład którego - obok elementów dostępnych w niższych wersjach, takich jak: ABS, przednie i boczne poduszki, kurtynowe poduszki bezpieczeństwa z przodu i tyłu, automatyczna klimatyzacja, tempomat i czujnik deszczu - wchodzą dodatkowo: 18-calowe alufelgi, półskórzana tapicerka, ksenony z doświetlaniem zakrętów, radioodtwarzacz na 6 CD/MP3 i zestaw audio firmy Rockford Fosgate z 9 głośnikami, system bezkluczykowy, tylne czujniki parkowania oraz trzeci rząd siedzeń (dzięki czemu teoretycznie można przewieźć 7 osób).
Pierwsze kroki
Centralny zamek sterowny kartą, będący częścią bezkluczykowego systemu zapalania silnika, wymaga na początku pewnej wprawy i zmiany dotychczasowych przyzwyczajeń. Na pewno ułatwia życie, choć ma i swoje minusy. Tym bardziej, że Mitsubishi zainstalowało system w połączeniu z kikutem kluczyka służącym do odpalania silnika, a nie - jak w przypadku innych marek - prostego guzika start/stop. Aby więc skutecznie móc zamknąć auto, trzeba owego kikuta przekręcić do końca w lewo, do pozycji "Lock", co nie zawsze się udaje za pierwszym razem i czasami wymaga dwóch-trzech prób.
Samo zorganizowanie miejsca pracy kierowcy też początkowo wymaga trochę wysiłku. Kierownicę można regulować tylko w górę i w dół, ale jeśli autem ma jeździć tylko jeden kierowca, nie ma to większego znaczenia. Przedni fotel można bowiem bez problemu przestawiać do przodu i tyłu, a także w górę i dół, regulować też położenie samego oparcia. Brakuje jedynie regulacji lędźwiowej, o czym kręgosłup daje znać na dłuższej trasie.
Miejsca w środku Outlandera jest naprawdę mnóstwo, zarówno z przodu, jak i z tyłu. Kierowca ma naprawdę dobre warunki podróży i regulacji najniezbędniejszych elementów. Wielkie lusterka boczne, dobry widok przez tylną szybę, miła w dotyku i niezbyt duża kierownica. Zadziwiający jest jedynie duży okrągły przycisk INFO, umieszony po lewej stronie deski rozdzielczej, służący do zmiany wskazania komputera pokładowego.
Dlaczego nie można tego robić przy pomocy było nie było wielofunkcyjnej kierownicy? Pozostaje to sporą zagadką. Podobnie tajemniczy jest brak łatwej i szybkiej możliwości przełączenia radia na CD i odwrotnie - można to zrobić tylko przyciskiem umieszczonym na panelu radia (co przy szybszej jeździe jest trochę niebezpieczne), a z poziomu kierownicy trzeba "przelecieć" przez wszystkie rodzaje fal (w tym średnie i długie), by dotrzeć do CD.
Generalnie pierwsze wrażenia po posadzeniu swych czterech liter na fotelu kierowcy są jednak niezwykle pozytywne, więc czas sprawdzić, jak się jeździ Outlanderem.
Jazda po mieście
Silnik jest rzeczywiście głośny, ale można się przyzwyczaić do jego brzmienia. Podobnie ze zmianą biegów - jedynka jest niezwykle "krótka" i praktycznie umożliwia tylko ruszenie. Potem robi się całkiem przyjemnie, choć kierowca musi cały czas pamiętać, by w miarę szybko wrzucić wyższy bieg. Z dynamiką nie ma większych problemów, choć Outlander przeznaczony jest raczej dla spokojnych kierowców. Niemniej na światłach można nim żwawo ruszyć i nie zostać wyprzedzonym przez innych, a podczas jazdy daje sobie wybornie radę ze swą dużą masą.
W dodatku z dość przyzwoitym apetytem na spalanie paliwa. Jeśli wierzyć wskazaniom komputera pokładowego, oscyluje ono w warunkach miejskich w okolicach 10-10,5 l/100 km, przy bynajmniej niezbyt superspokojnej jeździe. Pokonywanie dłuższych odcinków z prędkością 60-70 km, wymaga raptem 5-6 l/100 km. Do spalania powrócę jeszcze później.
Kierowca ma poczucie dużego komfortu, gdyż w Outlanderze siedzi się stosunkowo wysoko w porównaniu do większości samochodów, głównie osobówek. Daje to wrażenie bezpieczeństwa i panowania nad samochodem. Pierwszego dnia testu akurat padał spory deszcz, ale jazda Outlanderem w takich warunkach nie nastręcza żadnych trudności. Co więcej, na przednią szybę podczas deszczu leci woda tylko z góry - podczas wyprzedzania innego pojazdu, nawet ciężarówki, woda spod jego kół nie ma szans dotrzeć na przednią szybę, dzięki czemu kierowca może spokojnie jechać, bez dodatkowych wodnych "atrakcji", powodujących często chwilową utratę widoczności.
W trasie
Czas ruszyć w dłuższą podróż. Jazda po drodze "autostradopodobnej" na odcinku od Krakowa do Chrzanowa wymusza częste używanie hamulca, ograniczanie prędkości, nie pozwala na w pełni płynną jazdę, nie mówiąc już o możliwości włączenia tempomatu. Jednak Outlander nie ma z tym większego problemu. Podróż na "piątce" (a auto dysponuje 6-biegową skrzynią biegów) jest możliwa praktycznie w zakresie 70 - 120 km/h, więc nie trzeba zbyt często "machać kijkiem", by dostosować prędkość do zmiennych warunków panujących na tej unikatowej w skali kraju płatnej drodze. A jeśli już trzeba skorzystać z pedału hamulca, działa on bez zarzutu, nawet przy bardziej gwałtownym hamowaniu.
Wyprzedzanie nie sprawia Outlanderowi z tym silnikiem najmniejszych problemów i to podczas jazdy zarówno pustym, jak i mocno obciążonym samochodem. Auto zbiera się ochoczo do tego, szybko reaguje na wciskanie pedału gazu, dzięki czemu sprawnie i spokojnie można wyprzedzić nawet kilka samochodów na raz. To było dla mnie najmilsze "rozczarowanie", zwłaszcza po lekturze licznych opinii na temat tego silnika krążących na różnych forach, jakoby był wolny i ociężały. Demonem zrywności oczywiście nie jest, ale też w każdej sytuacji kierowca wie, że wyprzedzenie wolniej jadącego pojazdu nie zmusi go do kombinowania, redukowania biegów - wystarczy po prostu mocniej wcisnąć gaz i ewentualnie w odpowiednim momencie przełączyć na wyższy bieg. W dodatku "szóstka" jest pełnowartościowym biegiem, a nie nadbiegiem, choć np. ostrzejsze przyspieszanie nie jest już możliwe tak jak na "piątce".
Przyzwyczajenia wymaga na pewno układ kierowniczy, który początkowo wydaje się dość miękki, jakby z pewnym opóźnieniem reagował na ruchy kierownicy. Po dłuższej jeździe zapomina się jednak o takich odczuciach i uznaje taką charakterystykę za całkiem normalną. Tym bardziej, że nie wpływa ona na sposób jazdy, o żadnych opóźnieniach w reakcjach nie ma oczywiście mowy. Auto bez problemu reaguje na ruchy kierownicą, niezależnie od tego, czy jedzie 20 czy też 130 km/h.
Wadą samochodu jest, jak już wspomniałem, głośna praca silnika, ale po osiągnięciu większej prędkości nie ma to już znaczenia. We wnętrzu podczas jazdy powyżej 80 km/h nie jest jakoś wyjątkowo głośno, można spokojnie rozmawiać z pasażerami lub słuchać radia czy też płyty (głośność jest automatycznie dostosowywana). Dwa duże zegary (prędkość i obroty) są dobrze widoczne, podobnie jak umieszczony pomiędzy nimi kolorowy wyświetlacz komputera pokładowego. Jedynie starej daty wyświetlacz radiowy, w którym umieszczono zegar, nie spełnia dobrze swej funkcji, zwłaszcza przy mocniejszym słońcu staje się nieczytelny.
Próba zawieszenia
Prawdziwym wyzwaniem dla każdego samochodu jest przejazd przez Włocławek. Od wielu lat droga prowadząca przez to ciekawe skądinąd miasto zajmuje w moim prywatnym rankingu "najgorszej drogi przelotowej w Polsce" najwyższe miejsce. Liczne dziury, czasami wręcz prawdziwe wertepy, ciągnące się na długości kilku kilometrów, wzbogacone o ostre garby i nierówne wjazdy na mosty i zjazd z nich, powinny być znacznie mocniej wykorzystywane przez koncerny samochodowe do testów zawieszenia i komfortu jazdy w swych nowych modelach. Takiego poligonu szukać można ze świecą, w dodatku udostępniony jest on kierowcom zupełnie za darmo.
Jak test przejazdu przez Włocławek zdał Outlander? Zdecydowana większość pojazdów, by nie powiedzieć że wszystkie, lawiruje pomiędzy dziurami, często poruszając się po całej szerokości danego pasa (od wjazdu do wyjazdy z Włocławka ciągnie się dwupasmówka, równie dziurawa na obu pasach). SUV Mitsubishi zdał ten egzamin celująco. Jego zawieszenie jest naprawdę fajnie zestrojone, z lekką tendencją do miękkości, dzięki czemu jazda po takiej drodze nie powoduje dyskomfortu u pasażerów i kierowcy. Auto dość skutecznie amortyzuje nawet tak duże nierówności, dzięki czemu można zwracać uwagę na to, co najważniejsze (w tym o niemal każdej porze dnia i nocy czyhającą we Włocławku na kierowców policję), a nie na wyszukiwanie i omijanie dziur pojawiających się nagle przed maską.
Na autostradzie
Po przejechaniu w sumie blisko 1500 km wiem, że Outlander jest stworzony do jazdy po autostradzie. Tym bardziej, że jego terenowe właściwości są praktycznie żadne, choć na pewno duży prześwit między podłożem a podwoziem zapewni komfort jazdy w bardziej pofałdowanym terenie, wjeżdżaniu na krawężniki etc. Jednak na prawdziwej autostradzie pokazuje, że zapewnia wysoki komfort podróży - wystarczy ustawić tempomat na odpowiedniej prędkości, włączyć dobrą muzykę i nie znudzić się jazdą. Reszta w kołach i silniku Mitsubishi.
Tym bardziej, że silnik nawet przy większych prędkościach nie szaleje ze zużyciem paliwa. Średnie chwilowe spalanie oscyluje w okolicach 9-9,5 litrów/100 km, co jest całkiem przyzwoitym wynikiem. Jazda z w pełni obciążonym autem, w dodatku z włączoną klimatyzacją, powodowała wzrost spalania zaledwie o niecały litr!
Spalanie
Ponieważ nie zawsze wskazania komputera pokładowego są dokładne, postanowiłem przy każdym kolejnym tankowaniu mierzyć faktyczne zużycie paliwa. Outlander posiada 60-litrowy bak, co na liczącej 700 km trasie wymaga jednego dodatkowego tankowania. Dzięki temu można jednak lepiej poznać jego apetyt na paliwo, w zależności od drogi i sposobu jazdy. I tak pusty samochód w cyklu mieszanym (droga autostradopodobna + gierkówka + przejazd przez Kraków, Częstochowę i Łódź) spalił raptem 8,4 litra / 100 km, zaś na trasie E1 + autostrada do Gdańska, wynik był jeszcze lepszy - 7,8 l/100 km. Solidnie obciążony Outlander w odwrotną stronę spalił troche więcej - odpowiednio - 8,75 l/100 km (autostrada + E1) i 8,9 l / 100 km (miasta i gierkówka). To wynik w pełni satysfakcjonujący każdego kierowcę, zwłaszcza gdy się pamięta, iż Outlander w tej wersji waży ponad 1.7 tony.
Podsumowanko
Mitsubishi Outlander to naprawdę solidny wół roboczy, który sprawdzi się w każdych warunkach - zarówno na suchej drodze, jak i w deszczu czy na śniegu (zaleta napędu na cztery koła, który jest standardowym wyposażeniem wszystkich wersji z silnikiem Diesla). Dodajmy do tego naprawdę ogromny bagażnik (ponad 700 litrów, które po złożeniu tylnych siedzeń można powiększyć do blisko 1700 litrów!), który rozmiarami bije konkurencję na głowę, mnóstwo miejsca dla wszystkich pasażerów (nie licząc dodatkowego, 3 rzędu siedzeń, przeznaczonego raczej dla dzieci niż dorosłych) i liczne schowki wewnątrz auta.
Silnik nie jest może zbyt nowoczesną konstrukcją i na pewno nieco hałaśliwą, ale daje sobie spokojnie radę na drodze, zarówno w mieście, jak i w czasie jazdy poza dużymi aglomeracjami (dłuższe trasy to bez wątpienia jego specjalność). W dodatku z umiarkowanym apetytem na paliwo. A na jego głośną pracę znakomitym (i wręcz koniecznym) lekarstwem jest system audio legendarnej amerykańskiej marki Rockford Fosgate (moc aż 710 W, 8-kanałowy wzmacniacz, 9 głośników oraz subwoofer), który bardzo efektywnie zagłusza warkot i wyraźnie poprawia komfort podróżowania.
Testowane auto, gdy kończyłem nim jazdę, miało na liczniku ponad 35 tysięcy kilometrów i nic niedobrego się w nim nie działo. Jedynie nieco za głośno zamykało się lewe lusterko, jedna z szyb przy określonych obrotach na moment wpadała w lekki rezonans, zaś przednie koła po wielu hamowaniach szybko stawały się niemal czarne. Poza tym wszystko było w jak najlepszym porządku.
Za niewiele ponad sto tysięcy złotych trudno kupić auto równie funkcjonalne, duże i ładowne, z tak bogatym wyposażeniem. Outlander znakomicie sprawdzi się głównie przy wyjazdach z dużym bagażem z rodziną na wakacje oraz na wypady sportowe, wymagające zabrania większej ilości sprzętu.
Jerzy Barcz
I ty możesz dostać od nas samochód na weekend z pełnym bakiem! Wkrótce szczegóły na naszym profilu na Facebooku..