Co cię wkurza u innych kierowców?
Podróże po krajach Unii Europejskiej zaliczyć można do przyjemności, jednak po przekroczeniu granicy Polski wszystko się zmienia.
Dlaczego po przejechaniu 900 km w Niemczech czujemy się niemal zrelaksowani i wypoczęci, a 300-kilometrowa trasa po Polsce potrafi przyprawić o ból głowy?
Kultura? Jaka kultura?
Wbrew pozorom, nie chodzi wyłącznie o stan naszych dróg. O tym, że wciąż nie jest z nimi najlepiej, wiemy wszyscy. Trzeba jednak przyznać, że z każdym rokiem sytuacja wyraźnie się poprawia. Problem w tym, że jazda po Polsce przypomina stąpanie po polu minowym w charakterze opiekuna przedszkolnej wycieczki. Oczy trzeba mieć dookoła głowy i myśleć z wyprzedzeniem za wszystkich w zasięgu wzroku.
Niestety, systemowi szkolenia kierowców w Polsce sporo brakuje do tego obowiązującego np. w Niemczech czy Austrii. Wyznacznikiem renomy szkoły jazdy jest zdawalność egzaminów, więc przyszli kierowcy uczeni są tego, jak dobrze wypaść przed egzaminującym, a nie tego, jak rozważnie i kulturalnie zachowywać się na drodze.
Jakie manewry i sytuacje stwarzają polskim kierowcom najwięcej problemów?
Po co komu kierunkowskaz...
Pokonując tysiące kilometrów zaobserwowaliśmy, że wielu kierowców ma duże problemy z używaniem kierunkowskazów. "Kierunkowskazowych laików" podzielić można na dwie grupy. Jedna uważa najwyraźniej, że dźwigienka z lewej strony kierownicy to zbędny element wyposażenia auta, druga - wręcz przeciwnie - używa jej często i namiętnie, sygnalizując zamiar skrętu dobry kilometr przed krzyżówką.
Taka nadgorliwość również jest niebezpieczna i może doprowadzić do wypadku, wprowadzając w błąd kierowców oczekujących na włączenie się do ruchu np. z drogi podporządkowanej. Jeśli nie zastosują się do zasady ograniczonego zaufania, mogą wymusić pierwszeństwo na "migającym kierunkowskazem" pojeździe, będąc przekonani, że jego kierowca zamierza skręcić w którąś z wcześniejszych uliczek.
Sporo problemów przysparza również używanie "kierunków" na rondach. Przypominamy więc, że wjeżdżając na rondo nie jest konieczne włączenie kierunkowskazu, OBOWIĄZKOWO powinniśmy go jednak użyć opuszczając tego typu skrzyżowanie! Pamiętajmy też, że kierunkowskazy włączamy zawsze, gdy zmieniamy kierunek ruchu. Oznacza to, że w przypadku skrzyżowania z drogą podporządkowaną, pozostając na drodze głównej, która skręca, my również powinniśmy sygnalizować zamiar skrętu.
Ja skręcam, wszyscy hamujcie.
Z perspektywy kierowcy dużego pojazdu szczególnie irytujące są też problemy z prawidłowym korzystaniem z pasów rozbiegowych i dobiegowych. Nagminnie zdarza się, że kierowca mając do dyspozycji wolny pas dobiegowy, rozpoczyna hamowanie do skrętu wciąż znajdując się jeszcze na pasie do jazdy na wprost. Takim zachowaniem zmusza wszystkich jadących za nim do nagłego wytracenia prędkości, co potęguje ryzyko stłuczek i przyczynia się do powstawania zatorów.
Pamiętajmy, że ciężarówka z naczepą na rozpędzenie się do prędkości podróżnej 70 km/h potrzebuje o wiele więcej czasu niż samochód osobowy (kierowca musi w tym czasie "przerzucić" dobre osiem biegów). Samochód osobowy, na wyhamowanie do zera z tej prędkości, potrzebuje co najwyżej 40 metrów. To zdecydowanie mniej, niż wynosi długość większości znajdujących się przy skrzyżowaniach pasów dobiegowych. Mając na uwadze płynność ruchu, jeśli to możliwe, uprzejmość nakazuje więc rozpoczęcie hamowania do skrętu właśnie na "dobiegówce".
Jak wjechałeś, to stój
Podobna sytuacja dotyczy również tzw. "rozbiegówek", które - jak sama nazwa wskazuje - tworzone są po to, by płynnie włączyć się do ruchu, a nie po to, by zatrzymać się w ich połowie, czekając na lukę na sąsiednim pasie - taki manewr to jawne proszenie się o stłuczkę. Trzeba jednak pamiętać, że wielu kierowców zmuszonych jest do zatrzymania się na końcu pasa rozbiegowego - wjechanie na docelowy pas wiąże się bowiem z ryzykiem staranowania.
W Polsce kultura jazdy wielu szoferów odpowiada poziomowi kretowiska na Żuławach - do zasady jazdy na zamek błyskawiczny wciąż stosują się u nas nieliczni. Dla porównaniu, w Niemczech, Austrii czy Szwajcarii, już samo włączenie kierunkowskazu skutkuje tym, że na pasie obok tworzy się luka. Tyle tylko, że tam kierowcy przyzwyczajeni są do wzajemnej pomocy - u nas, między zmotoryzowanymi, toczy się nieustająca walka...
Prawy dla "frajerów"...
Jeżdżąc dużo po Polsce można się też przekonać o tym, że co najmniej połowa kierowców w życiu nie miała w ręce Kodeksu Drogowego. Ustawodawca jasno określił w nim bowiem, że w Polsce obowiązuje ruch prawostronny, w związku z czym samochody poruszać powinny się jak najbliżej prawej krawędzi jezdni. Oznacza to również, że - upraszczając - lewy pas służy przeważnie do wyprzedzania, a po zakończeniu manewru, kierowca powinien zjechać na pas prawy.
Przepis ten łamany jest nagminnie. O ile na niektórych odcinkach zrozumieć można jeszcze troskę kierowców o stan zawieszenia (prawy pas jest przeważnie w gorszej kondycji technicznej), o tyle na nowych obwodnicach czy autostradach zachowanie takie jest zupełnie nieracjonalne. Przypominamy, że od 1 stycznia br. zgodnie z prawem po autostradach poruszać się możemy z prędkością 140 km/h. Nie każdy musi jednak podróżować w takim tempie. Dla tych, którzy z różnych względów zamierzają jechać wolniej, przewidziano prawy pas ruchu. Mimo tego, prawdziwą plagą polskich dróg są "fajtłapy" blokujące lewy pas ruchu poruszające się z prędkością mniejszą od dopuszczalnej. Zachowanie takie bierze się często z gapiostwa, czasami ma też na celu "wychowanie" szybszych kierowców i pokazanie im, gdzie ich miejsce.
Pomijając fakt, że tego typu zachowanie jest niezwykle głupie (jeśli mamy talenty pedagogiczne, trzeba się było kształcić w tym kierunku), powoduje również duże zagrożenie. Nie dość, że tamuje ruch, prowokuje też innych kierowców do łamania przepisów. Wielu decyduje się na wyprzedzenia zawalidrogi prawym pasem, co poza obszarem zabudowanym jest nie tylko niezgodne z przepisami, ale też skrajnie niebezpieczne.
Halogenowy szpan
Inną z denerwujących przypadłości polskich kierowców jest nadużywanie świateł przeciwmgłowych. Wielu, zwłaszcza młodych ludzi, używa ich jako substytut świateł do jazdy dziennej, korzystając z nich 24 godziny na dobę. O ile w ciągu dnia to niezgodne z prawem zachowanie zbytnio nie przeszkadza, o tyle gdy zapada zmrok światła halogenowe mocno oślepiają innych użytkowników dróg, szczególnie na mokrej nawierzchni.
Tego typu zachowanie to, niestety, również typowo polska przypadłość wynikająca z braku kultury i wyobraźni - "ważne, że ja dobrze widzę, jeśli komuś to przeszkadza, to jego problem..."
Przypominamy więc, że zgodnie z Prawem o Ruchu Drogowym, świateł przeciwmgłowych używać można jedynie w warunkach ograniczonej widoczności, gdy jest ona mniejsza niż 50 metrów. Świateł tych można również używać od zmierzchu do świtu na krętych drogach, oznaczonych odpowiednim znakiem ("kręta droga").
To tylko niektóre z długiej listy grzechów, które nagminnie popełniane są na polskich drogach. Spotkałeś się z też z innymi? Co jeszcze denerwuje cię na rodzimych jezdniach?