Bity, ale z salonu

Opisywana przez nas kilka dni temu historia pana Sławomira, który w salonie w Gdańsku kupił "fabrycznie nowy" pojazd po naprawach blacharskich, nie jest, niestety odosobniona.

article cover
Informacja prasowa (moto)

Kilka lat temu, w jednym z warszawskich salonów usiłowano "wcisnąć" nam "nówkę" z odciskiem palca pod klarem (lakier bezbarwny). W naszej pracy spotkaliśmy się z wieloma tego rodzaju sytuacjami.

Znamy też przypadki czterech "fabrycznie nowych" samochodów różnych marek, których właściciele dowiadywali się o ich przeszłości od nas.

Zjawisko jest, niestety, bardzo popularne. Z naszych ustaleń wynika, że czasami nawet 7 na 10 dostarczonych do dealera pojazdów z miejsca ustawia się w kolejce do blacharni. Nie ma w tym, rzecz jasna, niczego złego. Przeważnie lakierniczej "kosmetyki" wymagają zderzaki lub drzwi. Uszkodzeń powstałych w czasie transportu nie da się uniknąć. Samochody przejeżdżają niekiedy tysiące kilometrów na wagonach i lorach. Czasami, na bocznicach kolejowych padają też ofiarami wandali. Po przybyciu do miejsca przeznaczenia muszą więc przejść przegląd blacharski.

Pamiętajmy jednak, że dealer zobowiązany jest do informowania klienta o tym, że samochód ma za sobą naprawy blacharskie - kupujący ma prawo do zniżki. Dlatego właśnie w przypadku niewielkich uszkodzeń sprzedawca najczęściej "zapomina" o nich wspomnieć.

Zdarzają się jednak i takie samochody, które mają za sobą poważne naprawy dotyczące dachu czy słupków.

Czy klient ma jakiekolwiek szanse, by bronić się przed oszustwem? Teoretycznie, tak. Przy zakupie auta najlepiej wybierać te salony, które dysponują własną lakiernią lub prowadzą sprzedaż tzw. "pewnych" aut używanych. Dealer zobligowany jest wówczas przez standardy marki do posiadania m.in. czujnika grubości powłoki lakierowej.

Nie bójmy się więc poprosić o badanie takim urządzeniem odbieranego przez nas pojazdu. Jeżeli w odpowiedzi na naszą prośbę usłyszymy, że niestety sprzedawca nie dysponuje takim miernikiem, możemy być pewni, że mija się z prawdą a odbierany przez nas pojazd najprawdopodobniej ma na sobie więcej lakieru, niż przewidział to producent.

Pamiętajmy, że wybierając nowy samochód wielu ludzi zupełnie nie zdaje sobie sprawy ze stosowanych praktyk, dlatego nie przechodzi im nawet przez myśl, by podobnie, jak w przypadku auta używanego, kontrolować stan blacharki. To błąd. Z doświadczenia wiemy, że część przeprowadzanych "na szybkiego" napraw (przecież klient czeka na odbiór) ma niewiele wspólnego z technologią zalecaną przez producenta, ich ślady wykryć można gołym okiem. Łuszczący się klar (lakier bezbarwny), ordynarne odcięcia w okolicach uszczelek (zwłaszcza podszybie drzwi), pęcherze czy polakierowane drobinki kurzu często wykryć można bez trudu.

Problem w tym, że mało kto szuka ich jeszcze w salonie. Podekscytowani i pochłonięci formalnościami zupełnie nie myślimy wówczas o takich rzeczach, a to błąd, który może nas kosztować sporo pieniędzy.

Pamiętajmy, że jeśli odbierzemy pojazd i nie będziemy mieć zastrzeżeń co do karoserii, z miejsca stawiamy się na przegranej pozycji. Jeśli po dwóch miesiącach zauważymy ślady napraw, dealer wszystkiego się wyprze, i to my będziemy musieli udowodnić, że w tym czasie nie rozbiliśmy samochodu.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas