​Będzie podwyżka opłaty paliwowej czy nie będzie?

Jesteś ważnym politykiem lub wysokim urzędnikiem państwowym, uznałeś, że twoje życie stało się nudne i postanowiłeś zrobić trochę zamieszania? No to ogłoś jakąś niepopularną, bulwersującą dużą część społeczeństwa decyzję.

Jesteś ważnym politykiem lub wysokim urzędnikiem państwowym, uznałeś, że twoje życie stało się nudne i postanowiłeś zrobić trochę zamieszania? No to ogłoś jakąś niepopularną, bulwersującą dużą część społeczeństwa decyzję.

 Najlepiej taką, która uderzy ludzi po kieszeniach. Nie musi to być zresztą decyzja. Wystarczy, że wspomnisz, iż reprezentowana przez ciebie władza "rozważa", "bierze pod uwagę", "zastanawia się", "rozpatruje różne warianty, a wśród nich właśnie ten". Gwarantujemy, że osiągniesz natychmiastowy i nader spektakularny efekt. Dokładnie według tej recepty postąpił Jerzy Szmit, wiceminister infrastruktury i budownictwa. Podczas konferencji prasowej poinformował, że jego resort zastanawia się nad wprowadzeniem podwyżki opłaty paliwowej. Jak wiadomo, danina ta jest jednym ze składników cen paliw płynnych, a jednocześnie źródłem dochodów Krajowego Funduszu Drogowego, z którego państwo finansuje budowę i remonty dróg oraz  szlaków kolejowych. Mówca ocenił, że podniesienie wspomnianej opłaty o 10 groszy na litrze w ciągu 10 lat przyniesie KFD dodatkowe wpływy w wysokości 20 mld zł. W przypadku podwyżki o 20 groszy byłyby one dwukrotnie większe.

Reklama

Wystąpienie wiceministra było samobójem, czyli klasycznym strzałem w kolano, bowiem, jako się rzekło, wyższa opłata paliwowa musiałaby przełożyć się na kilkunasto- kilkudziesięciogroszowe podwyżki ceny detalicznej litra benzyny i oleju napędowego. Nic dziwnego, że wśród zmotoryzowanych zawrzało. Upust swoim frustracjom dali oni m.in. w Internecie.

"Robcio 2": "Może najpierw ktoś nam powie, jak są wydatkowane pieniądze z podatku Pola, z którego miała być finansowana budowa nowej i remont istniejącej infrastruktury drogowej. Nie zapominajmy też o pieniądzach z funduszy unijnych."

"Clio": "Właściciele aut najwięcej zyskali na spadkach cen ropy, więc teraz trzeba im ten zysk zarekwirować. Im szybciej, tym lepiej. Dlatego ministrowie wymyślają kolejne podatki: podatek na ubezpieczycieli, podatek Radziwiłła i opłata paliwowa. Domniemywam, że będą kolejne pomysły, jak nas wydoić. Przy okazji osiągną swój zaplanowany cel inflacyjny."

"Drogowiec": "A na co poszły dotychczasowe pieniądze i ile kosztuje km uczciwych dróg? Niech się najpierw rozliczą z tego, co już wzięli. Kasę ściągają w trybie ciągłym, a drogi jakoś drastycznie się nie poprawiają."

"Obatel": "Opodatkować wszystkich chodzących po chodnikach, to będzie duży zastrzyk gotówki na nowe chodniki i modernizacje".

"ja": "UWAGA, złodzieje znowu w akcji!!!"

I ten ostatni wpis najlepiej oddaje ton większości komentarzy...

Okazało się, że to jednak nie koniec sprawy. Najpierw informacje Jerzego Szmita zdementował jego bezpośredni przełożony, szef MIiB Andrzej Adamczyk. Potem to samo uczyniła osobiście premier Beata Szydło, oświadczając stanowczo: " Polski rząd nie pracuje i nie pracował nad podniesieniem opłaty paliwowej. Mówię to jasno i wyraźnie. Wiem, że od wczoraj taka dyskusja jest. Ona została wywołana przez pewne opinie eksperckie, które pojawiły się w ramach dyskusji o możliwościach realizacji inwestycji drogowych."

"Pewne opinie, które pojawiły się w ramach dyskusji o możliwości realizacji..." Hm... O co w tym wszystkim chodzi? Mamy trzy hipotezy.

1. W ministerialnych kręgach panuje bałagan. Nie wie prawica, co robi i o czym mówi lewica (a właściwie inny kawałek tej samej kończyny). Jeżeli tak, to winowajca powstałego zamieszania powinien natychmiast wylecieć z roboty. Tak, jak stało się z jego kolegą z resortu finansów, który publicznie zasugerował, że w tym roku czeka nas upadłość kilku banków. 

2. Rząd, aby zaskarbić sobie przychylność poddanych, postanowił zagrać w "złego i dobrego policjanta". Ten zły (wiceminister Jerzy Szmit) chciał wam, moi kochani, zabrać trochę kasy, ale na szczęście jest też dobry (premier Szydło) i na to nie pozwolił. W tym przypadku konsekwencje, w celu uwiarygodnienia przekazu, powinny być dla wspomnianego wiceministra takie same jak w punkcie pierwszym.

3. Rozważania wiceministra Szmita to balon próbny, za pomocą którego rząd chciał wysondować reakcje społeczne na ewentualne zmiany w podatkach. Trudno przecież zaprzeczyć, że budżetowi państwa bardzo przydałoby się parę dodatkowych miliardów. Nie tylko, jak podejrzewają internauci, na pokrycie kosztów nowych projektów socjalnych, ale także na inwestycje infrastrukturalne. Według oficjalnych źródeł do finansowego dopięcia obecnie obowiązującego wieloletniego programu budowy dróg  brakuje 90 mld zł. Samymi oszczędnościami (mniej ekranów dźwiękochłonnych, węższe przejścia dla zwierząt, rezygnacja z pasów rozdzielających jezdnie itp.) tej luki się nie zapełni. A tania ropa naftowa stwarza, w rozumieniu ekonomistów, "przestrzeń" do podwyżek podatków paliwowych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy