Fiatem i Syreną w Monte Carlo!

Po honorowym starcie do 9. rajdu Monte Carlo Historycznego, który odbył się w czasie RALLYSHOW w Warszawie 21 stycznia, dwa dni później polskie załogi dotarły do Monaco.

Zawody, tak jak w latach największej świetności tej legendarnej imprezy, rozpoczynał zlot gwiaździsty. Uczestniczące w 9. Rajdzie Monte Carlo Histirique załogi ruszały do etapu dojazdowego z pięciu miast: Copenhagi (Dania), Barcelony (Hiszpania), Turynu (Włochy), Reims (Francja) i Monte-Carlo (Monaco).

Tomasz Jaskłowski z Tomaszem Dąbrowskim w samochodzie Fiat 125p Monte Carlo z numerem 252, Tomasz Osterloff z Tyberiuszem Raisem w Syrenie 104 (numer 254) oraz Jerzy i Wojciech Walentowicz w Alfie Romeo GTV 2000 (256) wybrali jak punkt startu Monaco.

Reklama

Do tegorocznej edycji rajdu zgłosiło się ponad czterysta załóg, organizator dopuścił do startu jedynie 353. W dniu przyjazdu polskich załóg do Monaco łagodna dotychczas zima nagle ocknęła się nadzwyczaj obfitymi opadami śniegu. W czwartek Tomasz Jaskłowski i Tomasz Dąbrowski próbowali zapoznawać się z trasą. Najbardziej legendarny odcinek specjalny przez przełęcz Col de Turini okazał się nieprzejezdny i jedyna pewność, jaką mieli przed startem do zlotu gwiaździstego to taka, że będzie trudno nie tylko walczyć o wynik, ale w ogóle dojechać do mety. Jednocześnie rozstrzygnęły się spory na temat doboru opon - po gwałtownym spadku temperatury z + 10 do -2 i obfitych opadach śniegu jazda na oponach innych niż zimowe nie wchodziła w grę.

W sobotę załogi ruszyły z Monaco do miejsca koncentracji - ST. Etienne. Na gorąco, tuż po dojechaniu Tomasz Jaskłowski informował: Jesteśmy po nocnym etapie rajdu z Monaco do St.Etiene. To była prawdziwa próba dla umiejętności i kondycji kierowców i pilotów. Warunki z godziny na godzinę były coraz trudniejsze, potęgujące się wobec narastającego zmęczenia. Ciągle padający gęsty śnieg, wiatr i niska temperatura sprawiły, że część dróg, szczególnie w górach, była nieprzejezdna. Zasypane drogi i samochody pozostawione w zaspach blokowały trasę rajdu. Jednemu z naszych serwisów lawina odcięła jedyną drogę i dopiero rano pługi wirnikowe umożliwiły przejazd. Organizator zmuszony był odwołać dwa punkty kontrolne i skierować załogi na metę. Po szesnastu godzinach jazdy wszystkie polskie załogi osiągnęły metę w St.Etiene. Na dzisiejszym etapie największą trudność sprawiła nam część trasy w okolicach Turynu, miejsca tegorocznej olimpiady, gdzie duży mróz powodował zamarzanie paliwa w gaźniku naszego Fiata oraz spalanie nieprawdopodobnej ilości paliwa.

W historycznym rajdzie Monte Carlo liczy się nie prędkość jazdy, lecz regularność i umiejętność utrzymania stałej średniej prędkości przejazdu trasy. Punkty kontrolne rozstawione są w miejscach nieznanych zawodnikom, kolejne należy przejeżdżać w ściśle określonym czasie, wcześniejsze lub późniejsze minięcie punktu kontrolnego powoduje dopisanie punktów karnych. Na trasie niedzielnego etapu z SAINT-ETIENNE do VALENCE  wytyczono następujące odcinki specjalne: Saint-Félicien do Saint-Pierre sur Doux, następnie załogi pojechały Saint-Bonnet le Froid - Saint-Bonnet le Froid Le Cheylard - Marcols les eaux Col des 4 Vios - Le Petit Tournon. Około godziny 16.00 pierwsze załogi pojawiły się w Palence, gdzie zlokalizowany jest serwis. W poniedziałek rano start do kolejnej próby.

Na dwóch pierwszych odcinkach Tomasz Jaskłowski z Tomaszem Dąbrowskim we Fiacie 125p Monte Carlo zajmowali 89. miejsce, dwukrotnie też na tym samym, 90. miejscu dojeżdżała do mety odcinka załoga Syreny 104, Tomasz Osterloff i Tyberiusz Rajs. Gorzej wiodło się braciom Walentowiczom w Alfie Romeo GTV, po drugim odcinku zajmowali 236 miejsce. Polskie załogi dotrą do mety etapu późnym wieczorem.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rajd Monte Carlo | Fiata | Monaco | monte carlo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy