Szok. Pół wieku żył z kawałkiem auta wrośniętym w ramię
Media w Stanach Zjednoczonych informują o szokującej historii Arthura Lampitt’a - mężczyzny, który przez 51 lat żył z kawałkiem swojego samochodu wrośniętym w ramię!
W 1963 roku Lampitt prowadząc swojego nowego Forda Thunderbird’a zderzył się czołowo z ciężarówką. Wypadek miał tak koszmarny przebieg, że początkowo świadkowie byli pewni, że kierowca osobówki zginął na miejscu. Arthur miał jednak ogromne szczęście. Po przewiezieniu do szpitala okazało się, że najpoważniejszym urazem było złamane biodro.
Przez kolejnych 41 lat Arthur Lampitt wiódł szczęśliwe życie zapominając o wypadku z 1963 roku. Dopiero w 2004 roku, gdy udał się do pobliskiego sądu, bramki bezpieczeństwa wykrywające metalowe przedmioty wszczynały alarm za każdym razem, gdy mężczyzna przez nie przechodził. Dokładniejsze sprawdzenie wykrywaczem metali wykazało, że w ramieniu mężczyzny musi tkwić jakiś metalowy przedmiot.
Zaniepokojony mężczyzna udał się do lekarza, który wysłał go na prześwietlenie. Okazało się, że w ręce Lampitta tkwi metalowy pręt sporej długości. Arthur nie przypominał sobie, by kiedykolwiek doznał jakiegoś poważniejszego urazu ręki. W końcu jednak skojarzył dziwny "implant" z wypadkiem sprzed przeszło czterech dekad.
Lekarze uspokajali, że póki ramie nie jest źródłem bólu, Lampitt nie powinien się o nie martwić. Z czasem jednak ból zaczął mu doskwierać więc ostatnio, po 10 latach od diagnozy, Amerykanin zdecydował się na operacyjne usunięcie przedmiotu.
45-minutowy zabieg zakończył się sukcesem. Chirurg usunął z ramienia pacjenta metalowy pręt o długości przeszło 20 cm, który okazał się być... dźwignią przełącznika zespolonego Forda Tunderbirda.
Obecnie Arthur Lampitt wraca do zdrowia. Reporterom lokalnej gazety zdradził, że z wyciągniętej z ramienia dźwigni najprawdopodobniej zrobi sobie... breloczek na klucze. Przez przeszło pół wieku przyzwyczaił się bowiem do jej bliskiej obecności...