Sprawdzamy VIN. Jak było wczoraj i jak będzie jutro?
Sprawdzanie VIN-u to rutynowa procedura przed zakupem używanego samochodu. Pozwala wyłapać kradzież i najbardziej bezczelne próby oszustw, a czasem też zauważyć modyfikacje pojazdów czy zweryfikować dane o kolizjach i wypadkach. Obecny system jednak nie na wszystko pozwala, dlatego z niecierpliwością wyglądamy nowych możliwości w tym zakresie.
Jak jest? Teoria i praktyka
Obecnie sprawdzanie VIN-u sprowadza się do odpytania kilku albo kilkunastu centralnych baz danych. Część z nich jest prowadzona przez policję w różnych krajach, część jest własnością firm ubezpieczeniowych, a przy odrobinie szczęścia można uzyskać też jakieś informacje z bazy producenta, choć zwykle jest to bardzo kłopotliwe.
Przepisy przewidują konieczność odnotowania pewnych wydarzeń w bazach, ale rzadko precyzują, co konkretnie trzeba zapisać. I tak na przykład w bazach ubezpieczycieli musi znaleźć się wpis o tym, że pojazd uczestniczył w zdarzeniu, ale już opisu szkód wcale być nie musi, nie wspominając o zdjęciach, a to one dla przyszłego posiadacza samochodu byłyby najcenniejszą wskazówką. Zresztą cała procedura weryfikacji numeru auta przed zakupem obecnie jest ekstremalnie daleka nawet od skuteczności, jaką przewiduje teoria. Nie zawsze udaje się odpytać wszystkie bazy, a zdarzały się też (choć zwykle dobrze wyciszane) przypadki, w których raport był modyfikowany przed dostarczeniem klientowi. Czasem do różnych błędów prowadziła też sama automatyczna procedura "składania" informacji z różnych baz w jeden raport.
Efekt? VIN dziś się sprawdza, ale w zasadzie jedyne pytanie, na które taki raport na pewno daje odpowiedź, dotyczy ewentualnych kradzieży. To dla wielu osób wystarczający argument, by sprawdzać VIN. Nawet cień szansy na to, żeby dowiedzieć się przy okazji czegoś o modyfikacjach wyposażenia albo wypadkowości pojazdu to już dużo i choćby z tego powodu warto jednak korzystać z raportów.
A jak będzie?
Niedostatki obecnie wykorzystywanej technologii wcale jej nie przekreślają, ale dobrze byłoby mieć sposób na ich naprawę. Pozwala na to system carVertical, który niedługo zostanie uruchomiony również w Polsce. To pierwszy na świecie zdecentralizowany generator raportów VIN, który korzysta ze wszystkich możliwych źródeł danych, a ich wiarygodność weryfikuje dzięki decentralizacji w blockchainach.
Problemy połączenia odejdą do przeszłości, bo źródeł będzie więcej i będą one od siebie niezależne. Przy okazji też każdy węzeł sieci będzie miał swój wkład w utrzymanie wiarygodności danych: ich spójność będzie potwierdzana przez transakcje w blokach, więc będzie to prawdziwy przeskok jakościowy w porównaniu do obecnej sytuacji.
Co warte wspomnienia, carVertical wykorzysta też bazy danych, którymi nie zarządzają jednostki centralne. Będzie to możliwe dzięki współpracy z firmami z branży motoryzacyjnej.
Sieć się rozszerza
Podstawowym sposobem na zwiększenie ilości danych w raportach VIN nie jest zmuszanie na przykład diagnostów do odnotowywania coraz większej liczby szczegółów. Tak naprawdę już dziś każde auto generuje tak olbrzymie ilości danych, że samo może opowiedzieć swoją historię. Dlatego też dużego znaczenia nabrały zdecentralizowane systemy pozyskiwania informacji. Wspomniany już carVertical, zamiast wykorzystywać wydajniej już dostępne źródła, stawia na rozszerzenie sieci pozyskiwania danych.
W projekt zaangażowały się takie firmy jak GPSWOX czy grupa Volkswagen, a przy okazji powstał też projekt potomny, carVertical.city, który ma wnieść IoT na pokłady również starszych samochodów, a przy okazji też stanie się niezależnym źródłem informacji. Cały projekt został zresztą uznany nie tylko za technicznie rewolucyjny, ale przede wszystkim za bardzo korzystny z punktu widzenia konsumentów. Dowodem na to jest wsparcie, jakiego twórcom carVertical udzieliła UE, przyznając twórcom spore wsparcie finansowe z budżetu 2014-2020.
Odkładając na bok kwestie innowacyjności czy zaawansowania technicznego - to nowatorskie podejście do weryfikacji aut po VIN-ie może dać wreszcie konkretny powód, by zawsze zaczynać od wygenerowania raportu i mieć pewność, że znajdą się w nim naprawdę przydatne informacje, a nie tylko to, czym jakaś instytucja zechce się łaskawie podzielić.