Rząd szuka osób, które nie odebrały fiata 126p! Zapytaj ojca lub dziadka

Porozmawiaj z ojcem, zapytaj dziadka, przeszukaj szuflady... Być może okaże się, że ty albo ktoś z twojej najbliższej rodziny jest jedną z 244 osób, które do dziś nie odebrały swoich fiatów 126p, zamówionych i przynajmniej częściowo zapłaconych w ramach akcji przedpłat z roku 1981. Zapominalskich szuka rząd, aby wypłacić im stosowne rekompensaty finansowe. Samochodów jako takich ze zrozumiałych względów raczej nie przekaże A szkoda...

Socjalistyczna gospodarka była gospodarką nieustannego i powszechnego niedoboru. Brakowało wszystkiego, w tym oczywiście samochodów. Na możliwość zakupu wymarzonego pojazdu po oficjalnej, wyrażonej w złotówkach cenie mogli liczyć praktycznie wyłącznie szczęśliwcy, którym łaskawa władza przyznała tzw. talon, w późniejszych czasach zwany zamiennie asygnatą. Z założenia talony mieli otrzymywać zasłużeni działacze państwowi i partyjni, wyżsi urzędnicy, prominentni twórcy, wzorowi pracownicy, reprezentujący uprzywilejowane grupy zawodowe. W rzeczywistości przede wszystkim dostawali je ludzie, mający odpowiednie znajomości, czyli, jak się wówczas mawiało, "dojścia" i "chody".

Reklama

Gdy skonkretyzowały się plany rozpoczęcia licencyjnej produkcji nowego samochodu osobowego, lansowanego jako "auto dla Kowalskiego", ekipa Edwarda Gierka zdała sobie sprawę z potrzeby wprowadzenia innego sposobu jego dystrybucji. Wprowadzono zatem system zapisów i przedpłat, który ruszył 5 lutego 1973 r.  "Kowalski" musiał założyć w banku specjalną książeczkę oszczędnościową, oznaczoną literą "F" (jak Fiat), wpłacić na nią co najmniej 5 000 zł (cenę fiata 126p ustalono na 69 000 zł, co spotkało się z dużym rozczarowaniem, bowiem w 1973 r. średnia płaca w Polsce wynosiła, według danych GUS, 2798 zł), a następnie zadeklarować, w którym roku chciałby odebrać pojazd. Od tego zależała wysokość późniejszych rat. Pierwsze samochody miały być dostępne w 1977 r., czyli cztery lata po rozpoczęciu zapisów. Ostatnie planowano przekazać w 1980 r.

Mimo zaporowej, wydawałoby się, ceny fiacika, Polacy masowo ruszyli do placówek PKO. W dniu rozpoczęcia zapisów przed oddziałami banku w całym kraju ustawiły się długie kolejki. W całym 1973 r. wystawiono ogółem około 300 000 książeczek "F". Nikt nie słuchał malkontentów, narzekających, że samochód jest mały, ciasny, niefunkcjonalny z punktu widzenia potrzeb rodziny, hałaśliwy, drogi, no i trzeba na niego długo czekać. Nikt nie zastanawiał się też, czy naprawdę stać go na regularne wpłacanie rat, stanowiących poważną pozycję w domowym budżecie. 

Akcję z przedpłatami powtórzono w burzliwym roku 1981. Miała ona swój, drugi ukryty cel - ściągnięcie z rynku tzw. nawisu inflacyjnego, czyli nadmiaru pieniądza, znajdującego się w rękach Polaków. Nowe przedpłaty stanowiły pewnego rodzaju "randkę w ciemno", ponieważ umowy nie gwarantowały ceny auta. Zainteresowani nabyciem fiata 126p zobowiązywali się zapłacić za nie tyle, ile będzie ono kosztowało w chwili odbioru. Mimo to chętnych nie brakowało.

To właśnie z tej grupy pochodzą ostatni niedoszli właściciele maluchów. Są poszukiwani, gdyż w przepisach, określających zasady realizacji przedpłat, nie ma daty, po której wszelkie roszczenia ulegałyby przedawnieniu.

Osoby, które nie odebrały fiatów 126p z przedpłat, otrzymają tytułem rekompensaty 13 000 zł. Za taką kwotę kupią z drugiej ręki samochód już niemłody, ale wciąż sprawny, większy, nieporównanie nowocześniejszy i o niebo lepiej wyposażony od poczciwego fiacika. Ale i tak nie będzie to najlepszy interes - maluch sprzed trzydziestu paru lat, nówka, z zerowym przebiegiem, byłby dzisiaj prawdziwym rarytasem i kosztowałby znacznie, znacznie więcej.    

        

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy