Przez 60 lat stał w fabryce. Dziś to prawdziwy skarb!

W tym roku mija równe sześćdziesiąt lat od debiutu jednej z ikon motoryzacji - sportowego mercedesa SL znanego jako gullwing.

Samochód, który zasłynął ekstrawaganckimi, otwieranymi ku górze drzwiami, opływowym i niezwykle lekkim nadwoziem zadebiutował 12 marca 1952 roku.

W tym samym roku mercedesy SL zajęły drugie i czwarte miejsce w legendarnym Mille Miglia i odniosły podwójne zwycięstwo w niezwykle prestiżowym Le Mans 24. To właśnie dzięki temu autu - po okresie stagnacji spowodowanym następstwami II Wojny Światowej - marka - w wielkim stylu - powróciła na arenę sportów samochodowych.

Auto zbudowano w oparciu o wykonaną z rur stalowych ramę. To właśnie jej konstrukcja, w wyniku której powstał bardzo wysoki próg, wymusiła na inżynierach zastosowanie słynnych, otwieranych ku górze drzwi zwanych potocznie skrzydłami mewy. By zmniejszyć wagę w samochodach wyścigowych stosowano aluminiowe nadwozie. Karoserie aut seryjnych - produkowanych od 1954 roku - budowane były głównie ze stali (z aluminium powstawała maska).

Reklama

Do napędu auta zaprzęgnięto sześciocylindrową, rzędową szóstkę - taką samą, jaka napędzała czterodrzwiowego mercedesa 300 - ówczesny odpowiednik współczesnej klasy E. By silnik zmieścił się pod niską maską 300 SL konstruktorzy zdecydowali się pochylić go w lewo o pięćdziesiąt stopni. Chcąc wykrzesać z jednostki napędowej więcej mocy, zastosowano w samochodzie mechaniczny wtrysk paliwa. Konstrukcja pochodziła w prostej linii z lotniczego silnika 601 DB, który w czasie wojny napędzał m.in. messerschmitta Bf 109. Dzięki temu rozwiązaniu silnik osiągał moc 170 KM, co pozwalało autu na osiągnięcie prędkości maksymalnej 230 km/h.

By uczcić sześćdziesiątą rocznicę debiutu auta, Mercedes Benz Classic Center zajęło się odrestaurowaniem najstarszego 300 SL, jaki przetrwał do dzisiejszych czasów. Niestety, pierwszy egzemplarz nie wytrzymał próby czasu - samochód, który przez wiele lat był własnością niemieckiej marki, zezłomowano najprawdopodobniej w latach siedemdziesiątych. Na szczęście, własnością Mercedesa wciąż pozostaje drugi zbudowany 300 SL o numerze podwozia 194 010 00002/52.

Prace renowacyjne nie były łatwe. Samochód rozmontowano do najdrobniejszych podzespołów, każdy element dokładnie sprawdzono, tam, gdzie było to konieczne zastosowano nowe części wykonane zgodnie z oryginalnymi rysunkami technicznymi. W trakcie prac stosowano najnowsze dostępne techniki, by przywrócić autu jego dawny blask.

Okazało się, że samochód wciąż znajdował się w niezłej kondycji technicznej - zawdzięczał ją głownie temu, że nigdy nie brał udziału w żadnym wyścigu (był jedynie samochodem treningowym), a co za tym idzie, nigdy nie został rozbity. Na dobrą kondycję wpływ miało również ręczne wykonanie wielu elementów - m.in. ramy, zbiornika paliwa czy foteli. O solidności konstrukcji świadczyć może fakt, że gdy po 60 latach ramę przestrzenną zmierzono przy użyciu najnowszych technik laserowych, odchyłki wymiarowe znajdowały się w dopuszczalnym zakresie tolerancji!

Najdłużej - aż pięć miesięcy - trwały prace renowacyjne nad wykonanym z aluminium nadwoziem. W wielu miejscach było ono bardzo zdeformowane, trzeba też było usunąć ślady wcześniejszych działań konserwatorskich. Zdecydowano się natomiast pozostawić niektóre oryginalne niedoskonałości kształtu wynikające z faktu, że blachy formowane były ręcznie. Problemów nastręczało również polakierowanie karoserii. Z uwagi na obecne przepisy dotyczące ochrony środowiska, oryginalny lakier na bazie nitro nie mógł być zastosowany. Dostawca farb z 1952 roku, w oparciu o materiały fotograficzne i filmowe, musiał odtworzyć pierwotną barwę pojazdu i opracować nową formułę lakieru na bazie wody.

Sporo trudności przysporzyły też prace nad silnikiem. Co ciekawe, w przeciwieństwie do budowanych później 300 SL, samochód z numerem nadwozia 02 nie był wyposażony w mechaniczny wtrysk paliwa. W układzie zasilania zastosowano trzy sportowe gaźniki Solexa. Wyczynowa jednostka napędowa miała też specjalny wałek rozrządu i suchą miskę olejową. Najwięcej problemów sprawiały dwie elektryczne pompy paliwa, do których nie istnieją dziś żadne części zamienne. W ramach prac renowacyjnych ich elementy musiano dorabiać ręcznie.

Przebieg i efekt prac restauracyjnych możecie zobaczyć w naszej galerii. Jak wam się podoba?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy