Prawdziwa czarna dziura. Nie da się wyjechać...
Co łączy Polskę i Słowację? Absurd... A właściwie "most absurdu" na dawnym przejściu granicznym na Łysej Polanie w Tatrach.
Po słowackiej stronie mostu widnieje znak z ograniczeniem tonażu samochodów do 15 ton. Po polskiej stronie znak ogranicza ciężar samochodów do... 7,5 tony.
Urzędnicy z polskiej i słowackiej strony wyraźnie się nie porozumieli i w ten sposób jeden krótki i wąski most zupełnie różni się na obu końcach.
- To jest kompletnie popie.... - komentuje w dosadnych słowach pewien Słowak. Jak zaobserwował, policjanci polscy i słowaccy mają związane ręce. Przez tak niejednolite oznaczenie nie mogą ukarać kierowców, którzy łamią zakazy. A kierowcy chętnie to wykorzystują.
Codziennie na most wjeżdża ze Słowacji co najmniej kilkanaście polskich ciężarówek wypełnionych potężnymi balami drewna, a każda waży po kilkadziesiąt ton. Znak od słowackiej strony pozwala im przejechać most, bo jest tam też tabliczka, która mówi, że w danym momencie przez przeprawę może przejechać jedna ciężarówka o masie nawet 40 ton.
Policja po polskiej stronie powinna takie tiry zawracać, ale nie może, bo od polskiej strony na most wjechać już nie mogą - znak tego zabrania. Zresztą nawet gdyby przejechały, to nie pojadą dalej, bo na końcu Łysej Polany, od słowackiej strony, znów jest znak zakazujący wjazdu pojazdów powyżej 7,5 tony. Wynika z tego, że ciężarówka powinna zostać między mostem a znakiem zakazu.
Co ciekawe, to niejedyny absurd na tej granicy. Na najbliższym przejściu granicznym - w Jurgowie - także stoją dwa znaki, które się wykluczają. Po polskiej stronie zakazujący przejazdu samochodów powyżej 7,5 tony, a 50 metrów dalej, już na Słowacji, podobny, ale z dopiskiem, że nie dotyczy zaopatrzenia. Ale jak samochody z zaopatrzeniem mają przejechać te 50 metrów, tego nikt nie wie. Wygląda na to, że powinny... przefrunąć.
