Nalała złe paliwo. A potem było jeszcze gorzej...

Zatankowanie niewłaściwego paliwa to jeden z najczęstszych powodów wzywania przez kierowców pomocy drogowej. Chwila roztargnienia wystarczy, by narobić sobie poważnych kłopotów i narazić na niepotrzebne wydatki. Jak radzić sobie w razie tego typu wpadki?

Najprostszym i zarazem najbezpieczniejszym rozwiązaniem jest właśnie odholowanie auta do warsztatu, gdzie mechanik opróżni zbiornik z niewłaściwego paliwa. Ważne, by nie uruchamiać silnika, co pozwoli oszczędzić katuszy elementom układu wtryskowego.

Wbrew pozorom nie zawsze konieczne jest zdemontowanie samego baku. Z reguły, by pozbyć się niewłaściwego paliwa, wystarczy rozłączenie przewodów paliwowych czy - głównie w przypadku aut benzynowych - demontaż pompy paliwa (często otwory rewizyjne do zbiornika znajdują się pod siedziskiem tylnej kanapy).

Reklama

W przypadku nowszych pojazdów zdecydowanie nie polecamy natomiast próby "odsysania" paliwa bezpośrednio przez wlew. Nie dość, że łatwo w ten sposób uszkodzić sam układ (odpowietrzenie, pochłaniacze par czy "sitka" filtrów wstępnych) to jeszcze narażamy się na dyskusyjną przyjemność skosztowania benzyny lub oleju napędowego. Każda z tych cieczy jest nie tylko wysoce ciężkostrawna, ale też pozostawia w ustach posmak, którego nie pozbędziecie się przez ładnych kilka godzin...

Takiego właśnie scenariusza najprawdopodobniej uniknąć chciała pewna Niemka, która w ubiegły piątek wlała do swojego Volkswagena Passata niewłaściwe paliwo na stacji w Eschborn. Gdy zorientowała się, że popełniła błąd, postanowiła odessać je ze zbiornika. Do tego celu użyła... będącego na wyposażeniu stacji odkurzacza.

Co ciekawe, 50-latka zwróciła się z prośbą o pomoc do 20-letniego pracownika stacji. Ten pomógł jej nie tylko przepchać Passata pod stanowisko odkurzacza, ale nawet "poratował" kobietę kawałkiem ogrodowego węża gdy okazało się, że rura ssąca jest zbyt krótka i szeroka, by wetknąć ją do wlewu.

Efekt był łatwy do przewidzenia. Odkurzacz na stacji nie jest urządzeniem przystosowanym do wciągania cieczy. Gdy paliwo trafiło do rozgrzanego odkurzacza urządzenie stanęło w płomieniach. Pożar rozprzestrzenił się tak szybko, że - mimo sprawnej akcji strażaków - doszczętnie spłonął nie tylko odkurzacz, ale i rzeczony Volkswagen Passat. Na szczęście płomienie nie rozprzestrzeniły się na inne obiekty stacji paliw.

50-latka wyszła z tego zdarzenia bez szwanku, jej 20-letni pomocnik doznał niegroźnych oparzeń ręki. Straty, które kobieta pokryć będzie musiała z własnej kieszeni, oceniono na 30 tys. euro.

Warto dodać, że tego typu pomysły trzymają się kierowców niezależnie od narodowości i zasobności portfela. Identyczny przebieg miało zdarzenie do jakiego doszło 27 grudnia 2017 roku na jednej ze stacji paliw w Lublinie. 19-letni kierowca zatankował wówczas wysokoprężnego Mercedesa benzyną. Gdy zorientował się, że popełnił błąd usiłował wypompować benzynę z baku przy pomocy odkurzacza, znajdującego się na wyposażeniu stacji paliw. Efekt był niemal identyczny jak w Eschborn - odkurzacz doszczętnie spłonął w tym przypadku udało się jednak uratować samo auto. Mężczyźnie nic się nie stało, szkody oszacowano wówczas na 16 tys. zł.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama