Młodzież nie marzy już o samochodach. Woli inne "gadżety"

Przez całe dziesięciolecia jednym z największych, o ile nie największym, marzeniem nastolatków, szczególnie płci męskiej, było uzyskanie prawa jazdy i kupno samochodu.

Na ten cel chłopcy na całym świecie często przeznaczali pierwsze zarobione przez siebie pieniądze. I nieważne, że zazwyczaj wystarczały one na pojazd stary, skrajnie wyeksploatowany, prawie nie nadający się do jazdy. Liczyło się, że był własny.

Świat się jednak zmienia. Współczesna młodzież, co pokazują wyniki sprzedaży samochodów i badania socjologiczne, traci zainteresowanie indywidualną motoryzacją. Z przyczyn ekonomicznych i, nazwijmy to, światopoglądowych.

Z jednej strony niepewność jutra, trudności ze zdobyciem wystarczająco dobrze płatnej pracy w połączeniu ze stale rosnącymi cenami paliwa i innymi kosztami utrzymania auta. Z drugiej szerząca się moda na ekologiczny styl życia. Młodzi ludzie coraz później, o ile w ogóle, zakładają rodziny, a jako singlom wystarcza im rower i komunikacja publiczna. Własny wóz przestał być wyznacznikiem wejścia w dorosłość, oznaką statusu materialnego. Rówieśnikom łatwiej dziś zaimponować fajnymi ciuchami czy elektronicznym gadżetem niż zdezelowanym, ledwie zipiącym rzęchem na czterech kołach.

Reklama

Powyższe trendy są szczególnie zauważalne w Europie Zachodniej. Jako alternatywę dla indywidualnej motoryzacji lansuje się tam ideę tzw. carsharingu. Może on przybierać różną postać. Jedną z najprostszych jest pomysł wspólnego korzystania z prywatnych pojazdów przez osoby, które łączy jedynie zamieszkiwanie w sąsiedztwie lub cel podróży. Dojeżdżasz codziennie do pracy na drugi koniec miasta? Chciałbyś zmniejszyć wydatki na paliwo? No to próbujesz znaleźć kogoś, kto mieszka niedaleko od ciebie, jeździ w te same okolice i chciałby ci towarzyszyć, dzieląc koszty dojazdów, przynajmniej dokładając się do zakupu benzyny.

Również na lokalnych forach internetowych w Polsce coraz częściej spotyka się ogłoszenia, poprzez które właściciele samochodów (lub odwrotnie - ludzie chętni do skorzystania z podwózki) szukają partnerów do tak rozumianego carsharingu. Nie zawsze z powodzeniem. Niektórzy wciąż traktują swoje auta jak zazdrośnie strzeżone prywatne terytoria, na które nie wpuszcza się obcych. Inni uważają, że wspólne dojeżdżanie do pracy odbierze im część wolności albo po prostu wstydzą się wyjść z taką propozycją. Carsharingu nie wspierają również władze samorządowe, choć przecież mógłby przyczynić się on do zmniejszenia korków, likwidacji tak częstego dzisiaj widoku ulic zatłoczonych przez samochody wiozące jedynie ich kierowców. Chyba nigdzie nie został zrealizowany pomysł udostępniania buspasów dla prywatnych pojazdów, którymi podróżują co najmniej trzy osoby.

W Europie Zachodniej w ramach carsharingu organizowane są specjalne wypożyczalnie aut, działające trochę tak, jak te rowerowe. Dobrym przykładem jest tu inicjatywa car2go, wspierana przez koncern Daimler Benz.

Wszystko zaczęło się w 2008 r. w niemieckim Ulm. Dzisiaj car2go ma około 120 tysięcy użytkowników i funkcjonuje w 18 miastach Europy oraz Ameryki Północnej, m.in. w stolicy Austrii.

Wiedeński car2go dysponuje flotą ok. 600 Smartów, spalinowych i elektrycznych, z manualnymi lub automatycznymi skrzyniami biegów. Aby przystąpić do systemu, należy wykupić za 10 euro kartę członkowską. To wszystko. Później, jak zachwalają pomysłodawcy, nie trzeba wnosić żadnych stałych opłat, abonamentów itp. Płaci się wyłącznie za czas korzystania z pojazdu. Stawki, z naszego punktu widzenia, nie są niskie: 0,31 euro za minutę, 14,90 euro za godzinę, 69 euro dziennie, 0,19 euro za minutę postoju, w przypadku wyjazdu za granicę - dodatkowo 250 euro. W tej cenie mieszczą się już jednak wszystkie koszty związane z użytkowaniem auta.

Smarta car2go można zamówić (z 30-minutowym wyprzedzeniem, m.in. poprzez specjalną aplikację na smartfony) lub skorzystać z auta napotkanego na ulicy (na interaktywnej mapie w Internecie widać, ile pojazdów jest dostępnych w danej chwili w okolicy). Zbliżamy naszą kartę do czytnika, znajdującego się za przednią szybą. Jeżeli drzwi samochodu się otworzą - jest on wolny, jeżeli nie - został już przez kogoś wynajęty.

Po zajęciu miejsca za kierownicą za pośrednictwem klawiatury na ekranie dotykowym wpisujemy swój indywidualny PIN. Potem musimy jeszcze - w ten sam sposób - wystawić ocenę, czy pojazd jest czysty i nieuszkodzony. Następnie przekręcamy kluczyk i możemy ruszać. Liczba przerw i zasięg podróży są nieograniczone. Ważne, aby kończąc ją, "wymeldować" się kartą członkowską i pozostawić Smarta w tzw. home area, czyli na obszarze funkcjonowania systemu (miasto Wiedeń). Zaparkować można w dowolnym miejscu, byle bezpłatnym i nie na zakazie.

Tankowaniem pojazdów zajmuje się obsługa. Użytkownik jest do tego zobowiązany tylko wtedy, gdy poziom paliwa w baku spadnie poniżej jednej czwartej. Za dokonanie tej czynności przysługuje mu 20 darmowych minut. Karta paliwowa znajduje się wewnątrz pojazdu. Można z niej korzystać na stacjach kilku współpracujących z car2go dużych sieci. Oczywiście w przypadku pojazdów elektrycznych procedura "tankowania" jest odmienna.

Czy podobny pomysł sprawdziłby się w Polsce? Czy tak zorganizowane wypożyczalnie aut mogłyby być u nas alternatywą dla prywatnych samochodów? Czy trafiłyby w gusta i oczekiwania młodych ludzi, nie mających ochoty lub pieniędzy na kupowanie własnych czterech kółek? To już zapewne sprawa dyskusyjna...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy