...i wszystko się pochrzaniło

Znane powiedzenie głosi, że należy unikać samochodów na "F": Fiata, Forda i "fszystkich francuskich".

No i co? Oto Fiat, swojski, ale przyznajmy, nie tylko w Polsce trochę lekceważony, podpisał umowę o przejęciu Chryslera i ma chrapkę na całą europejską gałąź General Motors, czyli Opla, Vauxhalla i Saaba.

Kiedyś porządek był ustalony. Na samym dole motoryzacyjnej hierarchii znajdowały się auta produkcji krajowej, nieco wyżej te importowane z bratnich demoludów. Nieliczni szczęśliwcy jeździli samochodami "zachodnimi", które też traktowano nie jednakowo. Auta niemieckie uchodziły za wzór precyzji i trwałości, szwedzkie to bezpieczeństwo, francuskie - komfort, ale problemy z niezawodnością, włoskie - styl, lecz marna jakość. Osobną kategorię stanowiły "japończyki".

Reklama

Wreszcie samochody amerykańskie. Cadillac, chrysler, chevrolet, buick, oldsmobile, pontiac... Synonimy wygody, luksusu, wolności, po prostu lepszego świata.

Potem wszystko się pochrzaniło. Rodzimy przemysł motoryzacyjny przejęły zagraniczne koncerny. Demoludy odeszły w mroki historii. Zniknęło pojęcie "wozu zachodniego". Poszczególni producenci aut mają tych samych dostawców podzespołów i części, co spowodowało ujednolicenie ich osiągów, cech użytkowych i jakości wykonania (w jej przypadku jest to niestety równanie w dół).

Globalizacja, wzajemne przejęcia firm, niezwykle utrudniły określenie narodowości poszczególnych marek. Japończycy pootwierali fabryki w Europie. Na rynek ostro wkroczyli Koreańczycy. Na naszych drogach pojawiło się więcej aut made in USA i okazało się, że nie są one wcale tak doskonałe, jak wierzyliśmy.

A teraz te apetyty Fiata...

poboczem.pl
Dowiedz się więcej na temat: Fiata
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy