Autentyczna, prawie 32-letnia "nówka"!

Krzysztof Świder ma 42 lata. Mieszka w jednej z miejscowości w pobliżu Wieliczki. Z wykształcenia jest złotnikiem-jubilerem, ale z zamiłowania wielkim entuzjastą starych samochodów i motocykli, której to pasji, jak sam mówi, oddaje się "od dziecka". Na co dzień jeździ m.in. dacią 1300.

Dacia to rumuński autentyk z 1979 r. Jedyną zmianą, wprowadzoną w tym pojeździe przez poprzedniego właściciela, było zamontowanie... elektrycznie sterowanych foteli.

Na posesji Krzysztofa Świdra nie brakuje też innych rarytasów, takich jak chociażby czekający na przywrócenie do pełni życia trabant limuzyna z lat 60. - egzemplarz wyposażony w tzw. klawiaturę z masy imitującej kość słoniową i niezapomnianego kształtu dźwignię zmiany biegów przy kierownicy (określenie "trabant limuzyna" ma taki sam sens, jak zbitka "radziecki parlamentarzysta" czy "demokracja socjalistyczna" - mawiano w kabaretach z epoki PRL).

Reklama

W kącie obszernego garażu stoi motocykl "Jawa" w charakterystycznych czerwono-srebrnych barwach i "emzetka" - podstawowy jednoślad używany przed laty przez MO (Milicję Obywatelską - przyp. red.), który hobbysta spod Wieliczki zamierza przeobrazić w taką właśnie, milicyjną wersję. Są tu też najróżniejsze elementy silników, zawieszeń i wiele innych, już niekoniecznie związanych z motoryzacją staroci - radioodbiorniki, maszyna do szycia, odkurzacz itp. Dach garażu skrywa również największy obecnie skarb gospodarza - jasnobłękitnego fiata 126 p.

Samochód pochodzi z 1980 roku, co samo w sobie nie byłoby oczywiście jeszcze niczym nadzwyczajnym, gdyby nie fakt, że ów "maluch" ma zaledwie 131 km przebiegu. I nie jest to wynik jakichkolwiek oszukańczych manipulacji przy liczniku. Po prostu jedyną podróżą, którą odbył w swym życiu niebieski fiacik, była podróż z Polmozbytu w Tychach do Krakowa.

Autentyczna, prawie 32-letnia "nówka"! Znalezienie takiego pojazdu graniczy z cudem i jest równie prawdopodobne jak trafienie szóstki w totka.

- Dowiedziałem się przypadkiem od znajomego, że pewien mieszkaniec Krakowa, człowiek w podeszłym już wieku, emerytowany naukowiec, trzyma w swoim garażu fiata 126 p z zerowym przebiegiem - wspomina Krzysztof Świder. - Brzmiało to absolutnie niewiarygodnie, ale na wszelki wypadek pojechaliśmy sprawdzić tę wiadomość.

Aby dostać się do garażu, musieli wyciąć rosnące przed wjazdem krzaki, jednak ich wysiłek został nagrodzony. Wewnątrz, pod grubą warstwą kurzu, częściowo przykryty jakąś plandeką, zastawiony mnóstwem od lat nie dotykanych przedmiotów, stał fiat 126 p. Stary, ale przecież jednocześnie całkiem nowy.

Z zachowanej kompletnej dokumentacji wynikało, że samochód, opłacony w USA przez przebywającego wówczas za oceanem brata obecnego właściciela, kosztował horrendalną, jak na ówczesne polskie warunki kwotę 1380 dolarów (plus 20 dol. bankowych kosztów manipulacyjnych). Został odebrany 9 sierpnia 1980 r., co potwierdza m.in. dołączony do innych papierów wystawiony z tą datą bilet kolejowy na trasę Kraków - Katowice, w jedną stronę. Dlaczego auto nigdy nie opuściło garażu i nie było nawet zarejestrowane? Dokładnie nie wiadomo. Być może czekało na powrót do kraju człowieka, który za nie zapłacił. Ten jednak nigdy nie wrócił...

- Wiosną tego roku krakowski właściciel "malucha" zgodził się samochód sprzedać, a ja postanowiłem go kupić. O cenie wolę nie mówić. Nie byłem wówczas zresztą pewien, czy nie przepłacam - opowiada Krzysztof Świder.

Fiat został dokładnie umyty. Otrzymał nowe ogumienie, bo oryginalne opony po latach postoju były całkowicie odkształcone. Krzysztof Świder wymienił płyny eksploatacyjne, włożył akumulator, którego w aucie z nieznanych powodów brakowało, i pociągnął za dźwignię rozrusznika. Silnik (650 ccm) odpalił bez problemów. Po ponad 31 latach...

Leciwy "maluch" ma lekko obtarty lewy tylny błotnik, wgnieciony w jednym miejscu dach, niewielką skazę na pokrywie bagażnika, jednak mimo kilku takich typowo "garażowych" uszkodzeń prezentuje się świetnie. Lakier w kolorze "blu adriatico" (kod w dokumentacji: 408) lśni, podobnie jak chromowane części. Elementy gumowe też wyglądają jak nowe. Nigdzie żadnych śladów korozji. Fotele spowija fabryczna folia.

Od kilku miesięcy informacje o niezwykłym fiacie spod Wieliczki przewijają się przez internetowe fora motoryzacyjne.

- Przyjeżdżają do mnie różni znawcy i kolekcjonerzy. Jedni się "maluchem" zachwycają, inni twierdzą, że to podróbka i usiłują udowodnić oszustwo, doszukując się rzekomo odkręcanych śrub czy podejrzanych elementów wyposażenia. Ja się jednak tym wszystkim nie przejmuję, bo wiem, co mam - mówi reporterowi INTERIA.PL Krzysztof Świder.

Pan Krzysztof wystawił swojego fiata na sprzedaż w jednym z serwisów aukcyjnych, wraz z dodanym przed 31 laty przez FSM, zapakowanym w oryginalne pudełko radiem "Safari" i głośnikiem. Licytacja wystartowała od poziomu 500 zł i doszła do 31 100 zł. Nie osiągnęła zatem ceny minimalnej, ustalonej przez właściciela na 35 000 zł.

Za takie pieniądze można kupić nowoczesny samochód miejski. Ale "maluch" to w końcu "maluch". Samochód kiedyś na równi pożądany, co wyśmiewany, dziś darzony przez Polaków coraz większym sentymentem. Dla jednych jako wspomnienie przebrzmiałej młodości i pierwszych motoryzacyjnych ekscytacji, dla innych - ciekawy relikt minionych, znanych tylko z opowieści, czasów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy