100 km za 3 zł? Tak, samochodem z Polski!

Samochody elektryczne są w Polsce tak samo popularne, jak latarki zasilane energią słoneczną i nowe rolls-royce'y.

Nie ma się jednak czemu dziwić - póki co ich przydatność w codziennym życiu dorównuje tym pierwszym, a ceny niewiele odbiegają od tych drugich.

Dostępne na naszym rynku mitsubishi i-MiEV wycenione zostało przez producenta na 160 tys. zł. Biorąc pod uwagę fakt, że auto niewiele odbiega wymiarami od kosztującej 1/5 tej sumy kii picanto, dysponując przy tym maksymalnym zasięgiem 160 km, przyznacie chyba, że cena wydaje się zaporowa.

Spotkanie na naszych drogach auta zasilanego wyłącznie energią elektryczną, z każdym rokiem, będzie jednak łatwiejsze. Prawdopodobieństwo takiego doświadczenia ostatnio wzrosło znacząco dzięki konsorcjum Energa - polskiej grupie kapitałowej zajmującej się wytwarzaniem i dystrybucją energii elektrycznej.

Reklama

Park pojazdów firmy powiększył się właśnie o dziewięć, w pełni elektrycznych samochodów, które wykorzystywane będą przez pracowników do celów służbowych. Co ciekawe, nie są to pojazdy żadnej z japońskich marek, które wiodą obecnie prym w budowie aut elektrycznych. Samochody mają czysto polski rodowód.

Elektryczne fiaty panda

Auta zbudowano w oparciu o produkowane w Tychach fiaty panda. Nad przeróbką na napęd elektryczny pracowali polscy naukowcy z Akademii Morskiej w Gdyni, firmy Green Streem Polska S.A, Ośrodka Badawczo Rozwojowego Maszyn Elektrycznych Komel i firmy Melex. Prace badawcze w dużej mierze finansowane były ze środków Unii Europejskiej.

W ich efekcie powstała konstrukcja, która bez kompleksów rywalizować może z samochodami renomowanych marek. Auta napędzane są silnikami synchronicznymi prądu zmiennego o mocy 15 kW, rozwijającymi moment obrotowy 105 Nm. Według informacji twórców samochodu, prędkość maksymalna osiągnięta przez samochody w czasie testów to 150 km/h, chociaż biorąc pod uwagę niewielką moc silnika (i-MiEV dysponuje silnikiem o mocy 49 kW i rozpędza się do 130 km/h) wydaje się to trudne (o ile nie niemożliwe) do osiągnięcia.

Akumulatory ładować można ze zwykłego "domowego" gniazdka prądem o napięciu 230 voltów (16 A). Do pełnego "zatankowania" potrzeba około sześciu godzin. Pojemność akumulatorów pozwala na przejechanie do 150 km. Te dane są niemal identyczne, jak w przypadki mitsubishi i-MIEV.

Są oszczędności, to pewne

Pełne załadowanie baterii pochłania około 18 kWh. W najniższych taryfach nocnych tankowanie do pełna pochłonie więc mniej niż 5 złotych! Kierowca, który samochodem elektrycznym w ciągu miesiąca przejedzie 2 tysiące kilometrów zużyje około 240 kWh energii, za które zapłaci ok. 65 zł. Auto z silnikiem spalinowym na tym samym dystansie spali około 130 litrów benzyny, która przy obecnych cenach kosztowałaby około 665 zł. W tym przypadku miesięczna oszczędność to nawet 600 zł.

Celowo pomijamy w tym miejscu rzekomą zeroemisyjność elektrycznych pand. Jak powszechnie wiadomo, prąd w gniazdku w zdecydowanej większości nie bierze się z elektrowni wodnych czy wiatrowych, ale - konwencjonalnych, które jako paliwo wykorzystują węgiel. A efektem spalanie węgla jest emisja CO2...

Nie ulega jednak wątpliwości, że koncerny energetyczne ramię w ramię z producentów samochodów elektrycznych będą nas przekonywać, że świadomy i ekologicznie nastawiony człowiek powinien jeździć jeśli nie autem o napędzie elektrycznym, to chociaż hybrydą. Oczywiście taką, z możliwością ładowania z gniazdka. Bo inaczej nie da się uszczknąć ani grama z tortu, który obecnie dzielą między siebie rafinerie...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 100 | samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy