Wiosenny szturm na salony. Ale co potem?

Wyprzedaże rocznika i mniej restrykcyjne niż w ubiegłym roku ograniczenia wynikające z epidemii koronawirusa pozwoliły złapać oddech branży motoryzacyjnej. Sprzedaż nowych aut w marcu była w Polsce zauważalnie wyższa niż w ubiegłym roku.

Z danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców wynika, że ubiegły miesiąc zamknął się wynikiem 55 532 rejestracji nowych samochodów o DMC do 3,5 tony. W zestawieniu z marcem ubiegłego roku oznacza to wzrost o rekordowe o 63,4 proc. (+21 546 sztuk).

Potężny skok to oczywiście wynik ubiegłorocznego zamknięcia salonów. Tegoroczny rezultat może jednak napawać względnym optymizmem. Skumulowana sprzedaż za pierwsze trzy miesiące wynosi 135 947 rejestracji, czyli o 12,3 proc. (+14 916 rejestracji) więcej niż przed rokiem. Dealerów cieszyć może zwłaszcza przeszło 27-proc. wzrost marcowych rejestracji w porównaniu z lutym.

Jak informuje Instytut Samar, najchętniej kupowanym nowym autem w Polsce jest w tym roku Toyota Corolla (6 547 rejestracji, +23,23 proc.), przed Toyotą Yaris (5 155 rejestracji; +21,07 proc.) i Skodą Octavią (4 539 rejestracji, -0,26 proc.). W pierwszej piątce znalazły się też kolejno: Dacia Duster (3 478 rejestracji; 52,95 proc.) i Skoda Fabia (2 831 rejestracji; -17,29 proc.).

Reklama

Zbliżone gusta zdają się też mieć klienci indywidualni, którzy w marcu odpowiadali za niespełna 26 proc. rejestracji nowych aut.  W ich przypadku najpopularniejszym modelem jest Toyota Yaris (2 744 rejestracji; +13,15 proc.) przed Toyotą Corollą (1 759 rejestracji; +10,77 proc.) i Dacią Duster (1 652 rejestracji, +45,55 proc.). W pierwszej piątce znajdziemy ponadto: 4. Hyundaia Tucsona (1 147 rejestracji;+16,80 proc.) i 5. Kię Sportage (1 143 szt.; +55,93 proc.).

Mimo obiecującego początku roku kolejne miesiące nie rysują się dla dealerów w różowych barwach. Obecnie liczbę rejestracji napędzają jeszcze modele z wyprzedaży rocznika, które - z uwagi na skokowe podwyżki cen - cieszą się dużym zainteresowaniem nabywców. Wiele wskazuje jednak na to, że gdy importerzy wyzbędą się placowych zapasów, rynek czeka wyraźne zahamowanie. Dotyczyć to będzie w szczególności - stanowiących obecnie około 1/4 nabywców - klientów indywidualnych, którzy najmocniej odczują skokowe podwyżki cen podyktowane m.in. wprowadzeniem nowej "pełnej" normy emisji spalin Euro6.

Sytuację dodatkowo komplikuje również globalny kryzys na rynku półprzewodników, który bardzo mocno daje się we znaki producentom pojazdów. Czas oczekiwania na fabrycznie nowe auto często przekracza już 5-6 miesięcy, śmiało można więc prognozować, że wkrótce zapasy modeli (zwłaszcza tych w bogatszych konfiguracjach) się skończą, co najpewniej nie pozostanie bez wpływu na poziom cen. Jeżeli nawet w najbliższej przyszłości nie czekają nas kolejne skokowe podwyżki, śmiało założyć można, że dealerzy przestaną być skłonni do udzielania jakichkolwiek rabatów...
PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy