Polska paranoja - urząd ma czas
Polska to dziwny kraj. To, że stać cię na zakup nowego samochodu, nie oznacza wcale, że będziesz mógł nim jeździć.
Brzmi to jak kiepski żart, ale to prawda. Jazdę twoim nowym samochodem uniemożliwi ci... twoje własne państwo.
Z dniem pierwszego marca weszła w życie ustawa o podatku akcyzowym uchwalona dnia 6 grudnia 2008 roku. Na "Mikołaja" obywatele dostać mieli prezent - chodziło o to, by podatek akcyzowy mógł być płacony jednorazowo, a nie etapami. Wraz z nową ustawą w życie weszło również znowelizowane Prawo o Ruchu Drogowym, w którym czytamy, że aby po raz pierwszy zarejestrować zarejestrować samochód na terytorium Polski, trzeba przedłożyć w wydziale komunikacji dokument potwierdzający zapłacenie akcyzy. W teorii - całkiem słuszne i logiczne.
Niestety, w rzeczywistości nie wygląda to tak różowo. Zaświadczenie potwierdzające zapłacenie akcyzy wystawia Urząd Celny na wniosek podmiotu, który samochód sprowadził. I tutaj właśnie pojawiają się schody. Problem dotknął przede wszystkim importerów samochodów nowych, którzy by zaspokoić zapotrzebowanie poszczególnych dealerów sprowadzają do Polski tysiące samochodów. Urzędy celne zostały więc zasypane wnioskami i... toną w papierach. Efekt jest taki, że nowe auta stoją w salonach i czekają, aż urząd wystawi stosowne dokumenty i będzie można je zarejestrować.
Jeżeli stać cię na zakup auta, możesz pójść do salonu i je kupić. Nie będzie ci jednak wolno z niego wyjechać, bo pojazd nie otrzyma dowodu rejestracyjnego, dopóki do wydziału komunikacji nie dostarczymy dokumentu wystawionego przez urząd.
Efekt jest taki, że klienci są zbulwersowani, dealerzy przepraszając za rozkładają ręce, a urząd, jak to urząd, ma czas. I właśnie tak w Polsce wygląda pobudzanie gospodarki i walka z kryzysem...