Podatek ekologiczny znowu straszy
Zaledwie rok temu polskim kierowcom groził podatek ekologiczny w wysokości nawet 3000 zł (dla aut wyprodukowanych przed 1992 rokiem), a dziś rząd powraca do tego pomysłu.
Na razie rozpoczyna się dyskusja, ale niewykluczone, że tym razem nie uda się powstrzymać planów dodatkowego obciążenia zmotoryzowanych Polaków. Podatek miałby być płacony co roku i uzależniony od pojemności silnika, emisji spalin i wieku samochodu.
Zwolennicy wprowadzenia podatku mówią, że dzięki temu Polacy zaczęliby kupować nowe, bardziej ekologiczne samochody. Czy aby na pewno? Polacy mają starsze pojazdy nie z zamiłowania do oldtimerów, ale ponieważ ich nie stać na nowe auto. Podatek ekologiczny tego faktu nie zmieni. Prędzej większość osób z ciężkim sercem pozbędzie się samochodu niż zdecyduje się na zaciągnięcie wieloletniego kredytu na auto z salonu, które już po dwóch latach straci nawet połowę swojej wartości.
Przedstawiciele koncernów samochodowych mówią wprost, że brak podatku ekologicznego hamuje sprzedaż nowych aut. O co więc chodzi - o ochronę środowiska czy może o zyski koncernów samochodowych?
W dyskusji nad podatkiem ekologicznym używa się argumentu oczyszczenia polskich dróg z jeżdżących po nich wraków. Jeszcze kilka lat temu średni wiek pojazdu w Polsce rzeczywiście wynosił 14 lat. Od dłuższego czasu samochody sprowadzane do Polski mają blisko 10 lat (w 2009 roku nawet około 9), co powoduje odmładzanie się parku - obecnie średni wiek pojazdów wynosi nieco powyżej 11,5 roku. Dla lepszego wyobrażenia sobie tej tendencji warto podać przykład, iż właściciele starych aut, m.in. takich jak Fiat 126p, Cinquecento czy Polonez przesiadają się do lepszych, bezpieczniejszych, ekonomiczniejszych i mniej zanieczyszczających środowisko pojazdów. Najczęściej bowiem wspomniane modele są wymieniane na średnio 10-letnie samochody zachodnie (np. VW Golf czy Audi A4 z 2000 roku), które są nowocześniejsze i często w lepszym stanie technicznym niż pojazdy dotychczas eksploatowane.
Jak podaje firma badawcza MotoFocus, w 2009 rok średni wiek samochodu osobowego w Polsce wyniósł 11,5 roku, a wg firmy Samar było to powyżej 12 lat. Niestety nadal oficjalne statystyki (Centralna Ewidencja Pojazdów) obarczone są wieloma błędami, takimi jak przypadki podwójnej rejestracji tego samego samochodu lub brak informacji o wyrejestrowaniu pojazdu, który trafił na złom.
Taki rozkład wiekowy parku samochodowego nie może dziwić, gdyż nie należy oczekiwać, iż wszyscy Polacy przesiądą się do aut kupowanych w salonach - są na to zbyt ubogim społeczeństwem, którego siła nabywcza jest od dwóch do trzech razy mniejsza od siły nabywczej społeczeństw Europy Zachodniej. Dla przykładu na nowego Volkswagena Golfa statystyczny Niemiec musi pracować około 12 miesięcy. Polak, żeby zarobić na takie samo auto, potrzebuje aż 28 miesięcy.
Należy pamiętać, iż starymi samochodami nikt nie jeździ z wyboru, a raczej z konieczności. Zatem trzeba skupiać się na tym, by tym jeżdżącym zapewnić maksymalne bezpieczeństwo i zgodność z normami emisji spalin. Bez tańszych usług i części oferowanych przez niezależny rynek motoryzacyjny będzie to praktycznie niemożliwe. To samo społeczeństwo, którego nie stać na zakup nowego samochodu, nie będzie też w stanie regularnie serwisować aut przy użyciu najdroższych części oznaczonych logo koncernów samochodowych.
Najlepszym dowodem małej zamożności polskich kierowców jest fakt, że w czasie ostatniego kryzysu nawet importowane samochody okazały się zbyt drogie jak na naszą kieszeń.
Zmotoryzowani Polacy to podstawowa grupa, która odczuje skutki wprowadzenia podatku ekologicznego. Druga to niezależny (czyli niezwiązany z koncernami samochodowymi) rynek motoryzacyjny, który tworzony jest przez 28 tys. firm i zatrudnia 220 tys. osób. Droga zachęcająca kierowców do zakupu nowego samochodu, poprzez obłożenie właścicieli przede wszystkim starszych samochodów dodatkowymi opłatami, doprowadzi jedynie do tego, że gwałtownie zacznie spadać wielkość parku samochodowego w Polsce, a spodziewane wpływy do budżetu państwa będą symboliczne.
Ze względu na prognozowany spadek liczby samochodów, ograniczeniu ulegnie rynek zbytu dla producentów i dystrybutorów części. Fakt ten, w postaci mniejszej liczby klientów, odczują również warsztaty niezależne, gdyż właściciele nowych aut, średnio do 3 lat, korzystają przede wszystkim z usług autoryzowanych serwisów, obawiając się utraty gwarancji. Z 16,8 mln właścicieli pojazdów w Polsce aż 15,1 mln korzysta z usług niezależnych warsztatów, gdyż po prostu ich nie stać na drogie naprawy w serwisach autoryzowanych.
W kwestii ochrony środowiska znacznie ważniejszym elementem niż wprowadzenie podatku ekologicznego, będzie zapewnienie niezależnemu rynkowi motoryzacyjnemu dostępu do danych technicznych, w chwili obecnej gwarantowanego przez rozporządzenie GVO. Aby zapewnić zgodność ze standardami UE dotyczącymi emisji spalin, samochody muszą być poddawane regularnej kontroli technicznej. Z tego też powodu dostęp do informacji na temat sposobu serwisowania i naprawy jest niezbędny, aby utrzymać funkcjonalność, bezpieczeństwo oraz zgodność pojazdów z wymogami ochrony środowiska.
Nowy podatek jako zachęta do zakupu aut bardziej ekologicznych (co dla wielu oznacza fabrycznie nowych) jest wątpliwym pomysłem. Miejmy nadzieję, że i tym razem w dyskusji przeważy głos rozsądku.