Zima, zima, zima...
Zimę przygnało wyjątkowo srogą, jednak podejście do rzeczywistości naszych służb drogowych to przebój. Gdy byłem dzieckiem wydawało mi się, że kierownikami tych odpowiedzialnych za stan chodników i dróg w zimie są murzyni, którzy nigdy w życiu nie widzieli śniegu. W miarę dorastania i zmian w kraju, zacząłem podejrzewać, że drogowcy założyli ciągły strajk generalny i tylko nie mogłem się dowiedzieć jakie są ich żądania. Obecnie inaczej patrzę na ten problem.
Służba drogowa to nie tylko przejażdżki w słoneczną pogodę. Pieniądze kasowane cały rok, mają być zużyte w zimie. Obecne opady śniegu rzeczywiście są ponad normę, ale nie miałbym pretensji, gdyby nasi drogowcy polegli po walce. Jednak jeżdżące z podniesionymi lemieszami pługi doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Nie dość, że nie odśnieżają, to marnują moje (czyli podatnika) pieniądze jeżdżąc bezużytecznie. Lepiej byłoby gdyby w ogóle nie wyjeżdżały na drogi.
Kolejną sprawą jest twierdzenie, że sytuacji winni są kierowcy, co powiedział sam wicepremier Pol. Przypominam, że samochód jest przeznaczony do przemieszczania się, zaś drogi to miejsca gdzie należy to robić. Wypominanie, kierowcom, że używają swoje pojazdy na drogach jest nie na miejscu. Nie wspomnę o podatkach, które płacimy w cenie samochodu, paliwa, materiałów eksploatacyjnych i częściach zniszczonych na polskich drogach.
O ile zakaz jazdy samochodom ciężarowym nie jest kompletnym bezsensem, to jednak nie można mieć pretensji do kierowców za to że pracują. Kierowca samochodu osobowego może zostawić pojazd pod domem i skorzystać z publicznych środków transportu, nawet jeżeli te jeżdżą nieregularnie. Kierowca ciężarówki nie może jednak wziąć 25 ton ładunku i wsiąść do pociągu, czy autobusu. Jeżeli pan Pol pokaże mi jak uzyskać jakiekolwiek pozytywne wskaźniki ekonomiczne paraliżując transport stawiam duże piwo.
Krzysztof Dąbrowski