Zabójcze "diesle"?
Coś silniki wysokoprężne nie mogą pozbyć się, krążących na ich temat, negatywnych opinii. Początkowo zarzucano im, ze są głośne, że śmierdzą, że ciekną z nich różne nieprzyjemne substancje, że są mało dynamiczne, że kopcą czarnym dymem i że coś tam jeszcze. Zawsze znalazł się powód, by przy kupnie samochodu zdecydować się raczej na "benzyniaka".
Niewiele zmieniły też ostatnie rewolucje w konstrukcjach silników wysokoprężnych. Kolejno wprowadzane generacje systemu bezpośredniego wtrysku common-rail oraz zaawansowane prace niemieckich konstruktorów nad pompowtryskiwaczami nie ucięły drastycznie głosów krytycznych pod adresem "ropniaków", a przecież kultura pracy tych jednostek, ich osiągi oraz żywotność przemawiają wybitnie na ich korzyść.
Teraz jednak znalazł się kolejny bodziec, mogący ograniczyć rosnącą, bądź co bądź, sprzedaż motorów wysokoprężnych. Spaliny wydzielane przez silniki diesla są niebezpieczne dla zdrowia ludzi - twierdzi tygodnik "Focus", powołując się na niepublikowane jeszcze dane Federalnego Urzędu ds. Ochrony Środowiska. Zabójcza może być sadza, która wydostaje się z rur wydechowych.
Tygodnik twierdzi, że spaliny mogą mieć właściwości rakotwórcze. Według danych organizacji ekologicznej Bund, tylko w Niemczech sadza powstała w silnikach diesla jest przyczyną 8 tys. przypadków raka płuc rocznie.
Z kolei "Focus", powołując się na informacje Federalnego Urzędu ds. Ochrony Środowiska uważa, że spaliny z silników dieslowskich zabijają w Niemczech co roku aż 14 tys. osób.
Jak się okazuje, niebezpieczne są nie tylko stare wersje silnika, ale także te nowoczesne. Co prawda, gęstość oparów jest mniejsza, ale ryzyko zachorowania identyczne. Zdaniem kilku niemieckich organizacji ekologicznych rozwiązaniem byłby montaż specjalnych filtrów, które eliminowałyby trującą sadzę.