Wszystko da się wyklepać...

Samochody, podobnie jak ludzie, mają swoje prawa.

Jednym z nich jest np. prawo do rejestracji. W motoryzacyjnym świecie panuje jednak dyskryminacja, auto które nie spełnia wymogów ekologicznych lub też po wypadku nie nadaje się do naprawy zostaje z zimną krwią wyeliminowane.

I dobrze, bo od tego w jakim stanie technicznym jest dane auto zależy zdrowie i życie wszystkich uczestników ruchu. Tak też dzieje się w większości cywilizowanych krajów..

Co ciekawe, w Polsce orzeczenie przez zakład ubezpieczeniowy tzw. "szkody całkowitej" nie jest równoznaczne z zakazem rejestracji. To prawda, że np. w przypadku takich aut jak "rządowa" lancia kappa pod terminem "szkody całkowitej" kryć się może pęknięty zderzak i zbity reflektor, ale dotyczy to również tysięcy zakorzenionych w latach osiemdziesiątych pojazdów, które w każdym innym Europejskim kraju już dawno zostałyby zutylizowane.

W tym miejscu po raz kolejny dochodzimy do kwestii bezpieczeństwa. Problem w tym, że to co dla rzeczoznawcy, jak i laika jest oczywistym złomem, dla artysty blacharza stanowi solidną podstawę do odbudowy i szansę na duży zarobek.

Niestety, twór jaki opuszcza "warsztat" po wielu godzinach cięcia, gięcia spawania i szpachlowania tylko z pozoru wygląda jak samochód. W rzeczywistości jest bombą z opóźnionym zapłonem, która eksploduje przy najbliższym kontakcie z czymś, co stanie jej na drodze. Żaden konstruktor nie przeliczał bowiem tego, w jaki sposób poskłada się pojazd z dosztukowanymi podłużnicami...

A wierzcie, że w Polsce wszystko da się zrobić. W opisie auta, które widnieje na zdjęciach znaleźliśmy stwierdzenie, że przypadku tego volvo V70 "istnieje możliwość naprawy". Fakt, przecież ani zmasakrowane podłużnice, ani złamany dach nie stanowią dla naszych blacharzy większego problemu...

Oceń swój samochód. Kliknij TUTAJ.

Zobacz raport SAMOCHODY UŻYWANE. Kliknij TUTAJ.

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy