W Polsce jak w Rosji - każdy będzie potrzebował kamerki w aucie?

Polacy kupują z roku na rok coraz więcej kamerek samochodowych, chcąc zabezpieczyć się na wypadek kolizji, której sprawca nie uznawałby swojej winy. To także świetne narzędzie do dokumentowania zachowań piratów drogowych. Pierwotna przyczyna popularności kamerek była jednak nieco inna i nie można wykluczyć, że pojawi się ona też w Polsce.

Pamiętacie, że kiedyś na filmiki z kamerek samochodowych, mówiło się potocznie "filmiki z Rosji"? Nie bez przyczyny. Tamtejsze prawo nastawione jest na ochronę pieszych, a konkretnie jest w nim zapis, że w razie potrącenia, kierowca musi wypłacić swojej ofierze wysokie odszkodowanie. Nasi miejscy aktywiści z pewnością przyklasnęliby takiemu pomysłowi, ale w Rosji doprowadziło do prawdziwej plagi pieszych, wskakujących pod koła samochodów. Nie byli to oczywiście samobójcy, ale osoby które często rzucały się na maski aut, wykonując przy tym teatralne gesty, licząc że kosztem najwyżej paru siniaków, zarobią niemałą sumkę.

Reklama

Dlatego też pierwsze filmy pokazujące różne zdarzenia drogowe, były nagrywane głównie w Rosji. Tamtejsi kierowcy masowo zaczęli kupować kamerki, aby chronić się przed takimi oszustami. Całe szczęście, że u nas nie ma takiego problemu, prawda? No cóż... nie ma, ale w sieci niedawno pojawiło się nagranie pierwszej jaskółki, zwiastującej możliwą zmianę w tej kwestii.

Wszystko rozbija się o niedawno zmienione prawo dotyczące pierwszeństwa pieszych, zgodnie z którym, pierwszeństwo nabywa osoba nie tylko znajdująca się na pasach, ale już na nie wchodząca. Co to znaczy "wchodząca na pasy"? Jak prawo to definiuje? No właśnie nie definiuje, nikt tak naprawdę nie wie, co to znaczy, więc nie trzeba się obawiać, że ktoś zapyta (cytując klasyka). Pozostawiono to do oceny policji oraz sądów, a że polskie sądy potrafią uznać pijanego pieszego wbiegającego na czerwonym świetle pod auto za niewinnego (autentyczna historia z Łodzi), to teraz tym bardziej kierowcy raczej nie mają co liczyć na zrozumienie swojej perspektywy.

Asumpt do takich przemyśleń i porównań z Rosją, dała nam niedawna sytuacja, jaka wydarzyła się na jednym z przejść dla pieszych w Krakowie. Na nagraniu z kamerki pokładowej widać, jak kierowca zatrzymuje się przed pasami i dobrą chwilę czeka, aż wszyscy piesi znajdujący się w pobliżu, przejdą na drugą stronę. Przez cały ten czas na wysepce oddzielającej pasy, stoi mężczyzna w białym podkoszulku, który obserwuje kierującego. Kiedy wreszcie na przejściu zrobiło się pusto, a mężczyzna dalej stał w miejscu, kierowca powoli ruszył. I właśnie w tym momencie pieszy wszedł przed maskę samochodu i zaczął wyzywać kierującego.

O co chodziło pieszemu? Może miał po prostu zły dzień i liczył, że pokłócenie się z kimś i rzucanie w jego stronę inwektywami, poprawi mu humor? Możliwe jest jednak inne wyjaśnienie - mógł chcieć wykorzystać nowe prawo. Może liczył, że kierowca nie zareaguje, dojdzie do delikatnego potrącenia, a wtedy pieszy będzie mógł oskarżyć kierowcę i domagać się od niego odszkodowania? Przecież w myśl nowych przepisów "wchodził na przejście", więc autor nagrania miał obowiązek mu ustąpić. Nikogo oczywiście nie oskarżamy, ale przyznacie, że zachowanie dość osobliwe.

Na szczęście do potrącenia nie doszło i nie było konieczności sprawdzania, jak policja oraz sądy rozumieją nowe prawo. Z takim nagraniem kierowca nie powinien mieć problemu z udowodnieniem swojej racji. Przypomnijmy też w tym miejscu, że chociaż znowelizowane przepisy rozszerzyły pierwszeństwo pieszych, to nadal zakazują im wchodzenia bezpośrednio przed zbliżające się pojazdy. Auto już ruszyło i wjechało na pasy, kiedy pieszy zdecydował się wejść przed nie. Mężczyzna w białym podkoszulku najwyraźniej nie słyszał o tym przepisie, co w sumie jest dość powszechne wśród pieszych. Mamy tylko nadzieję, że policja oraz sądy będą o nim pamiętały.

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy