Uwaga, uwaga! Prędkość tylko na zamówienie
Począwszy od przyszłego roku prędkość maksymalna wszystkich modeli Volvo, z wyjątkiem policyjnych radiowozów, będzie fabrycznie ograniczana do 180 kilometrów na godzinę. A więc stało się.
Pozostawało przecież kwestią czasu, by któryś z producentów samochodów zdecydował się na taki krok. Nie jest też zaskoczeniem, że uczyniło to właśnie Volvo, od lat słynące ze szczególnej dbałości o bezpieczeństwo kierowców i pasażerów. Jak pamiętamy, szefostwo szwedzkiej marki kilka lat temu zdobyło się na odważną deklarację, obiecując, że od 2020 r. w pojazdach z jej logo nikt już nie zginie.
W większości państw europejskich na autostradach obowiązują ograniczenia prędkości do 120-130 km/godz. W niektórych są one jeszcze surowsze. Cypr i Norwegia - 100 km/godz., Szwecja - 110, Wielka Brytania - 112 (70 mil/godz.). Podobnie zresztą wygląda sytuacja w Stanach Zjednoczonych czy Australii. Na tym tle jako oazy drogowego liberalizmu jawią się Polska i Bułgaria, z limitami wynoszącymi 140 km/godz.
Przepisy są jednoznaczne i restrykcyjne, tymczasem praktycznie wszystkie oferowane współcześnie samochody osobowe umożliwiają ich swobodne przekraczanie. Nawet te najmniejsze, przeznaczone do użytkowania w miastach.
Według danych katalogowych, Kia Picanto, napędzana wolnossącym silnikiem o pojemności 998 centymetrów sześciennych i mocy 67 koni mechanicznych, potrafi rozpędzić się do 160 km/godz. Podobnie jak Skoda Citigo 1.0 60 KM, Fiat 500 1.2 69 KM i inne maluchy.
Przemysł motoryzacyjny oferuje pojazdy o określonych konstrukcyjnie osiągach, jednocześnie prawo większości cywilizacyjnie rozwiniętych krajów zabrania z nich w pełni korzystać. Tłumacząc ten paradoks, wskazuje się zazwyczaj na Niemcy. Rzeczywiście, na ponad połowie liczącej 12 000 km długości sieci autostrad u naszych zachodnich sąsiadów wciąż nie obowiązują jakiekolwiek formalne ograniczenia prędkości. Coraz częściej słychać jednak głosy, że należałoby je jednak wprowadzić.
Z myślą o poprawie bezpieczeństwa - z wyliczeń dokonanych na zlecenie renomowanego tygodnika "Der Spiegel" wynika, że ustanowienie na niemieckich autostradach ogólnie obowiązującego limitu na poziomie 130 km/h mogłoby w 2017 r. uratować życie 141 osób. I w celu ochrony środowiska - niższa prędkość to mniejsze zużycie paliwa, a tym samym mniejsza emisja dwutlenku węgla i innych zanieczyszczeń powietrza.
Na razie rząd federalny odrzuca wszelkie tego rodzaju pomysły, ale w przyszłości to się może zmienić, wraz z politycznymi zmianami u steru władzy w Berlinie. A wtedy odpadnie koronny argument przeciwników limitowania osiągów samochodów i w ślad za Volvo mogą podążyć inni producenci.
Technicznie nie powinno to sprawiać problemów. Już teraz przecież producenci aut ze szczególnie mocnymi silnikami ograniczają ich prędkość maksymalną - za pomocą elektroniki, zazwyczaj do 250 km/godz. Co stoi na przeszkodzie, by przesunąć tę granicę w dół, do 180 czy 150 kilometrów na godzinę?
Byliśmy ciekawi, co o planach Volvo sądzą polscy internauci. Oto kilka ich wyjętych z sieci komentarzy...
"ED": "Uważam to za bardzo dobre rozwiązanie. Powinno być jeszcze więcej, do 160 km/h! Biorąc pod uwagę dzisiejsze natężenie ruchu, możliwości aut, drogi, przepustowość, ilość aut, komfort podróży wszystkich, nie tylko z pozycji kierowcy, prędkość maksymalna w pojazdach osobowych powinna być ograniczona do 160 km/h!"
"on Road": "Prędkość 180 i tak jest wystarczająca żeby w aucie zginąć. Jeśli chcą iść tą drogą, powinni ograniczyć prędkość do 70 km/h, wtedy może faktycznie da się w przeżyć w aucie, które przywali np. w drzewo."
"elel": "Ludzie, co się tak spinacie? Przecież ten problem będzie wielu z was dotyczyć dopiero za 15 lat, jak już będzie was stać na takie auto. Osobiście nie widzę, aby ludzie nagminnie popylali +180. Większość z was nawet tyle nie jechało. Nawet jak już ktoś tyle jechał, to najczęściej tylko raz, aby sprawdzić, ile jego ulep wyciągnie. (...) Większość rzęchów w Polsce nie powinna rozwijać prędkości większej niż 150."
"pln": "Tak to jest, jak do zarządu wkradną się jakieś lewackie głupki."
"Andy": "Niedługo opracują system, który nie pozwoli nam wejść do samochodu, bo pada i jest ślisko. Poziom motoryzacyjnego absurdu zaczyna przekraczać wszelkie granice."
"Po co?": "Jak tylko minie okres gwarancyjny, to każdy polski seba pojedzie do warsztatu Pana Kazia i usunie blokadę z programu."
"jurek1": "Jak tak dalej pójdzie, to sprzedaż nowych aut spadnie. Ludzie lubią mieć wolną wolę. Jak jadą za szybko, to w większości mają tego świadomość i godzą się z ewentualnymi konsekwencjami."
"Dziadek": "Jak fajnie że urodziłem się dawno, dawno temu i pamiętam, co to znaczy prawdziwe auto z prawdziwym silnikiem. (...) Żal mi mojego syna i wnucząt, jak będą w moim wieku i tylko z opowiadań i może w muzeum zobaczą (bo nie poczują ), co to jest prawdziwy samochód. To nie auto zabija, nie prędkość, a człowiek jest najsłabszym elementem."
Pewien znany dziennikarz radiowo-telewizyjny opowiadał kiedyś o policjancie, który wręczając mu mandat stwierdził: "Prędkość, panie Wojciechu, jest przywilejem bogatych".
Niewykluczone, że słowa owego funkcjonariusza okażą się prorocze. Już teraz testuje się funkcję, którą można nazwać "osiągami na życzenie". Właściciel samochodu z silnikiem o fabrycznie stłumionych parametrach będzie mógł, za pomocą specjalnej aplikacji w telefonie, zamówić zdalne zwiększenie jego mocy i co za tym idzie - dynamiki auta.
Za stosowną opłatą, w ustalonym zakresie i na określony czas. Na przykład wtedy, gdy będzie chciał poszaleć na torze lub... przed wyjazdem do Niemiec.