Tragedia na Słowacji. Polacy pędzili Porsche i Ferrari

Rodacy często skarżą się, że słowacka drogówka szczególnie upodobała sobie samochody na polskich tablicach rejestracyjnych. Lokalni policjanci słyną z braku wyrozumiałości - ich uwadze nie ujdzie najdrobniejsze nawet przewinienie.

Niestety, wiele wskazuje na to, że ostre traktowanie kierowców z Polski nie bierze się znikąd. Dowodem na lekkomyślność i brawurę naszych rodaków może być wypadek, do którego doszło wczoraj w okolicach słowackiego Dolnego Kubina.

Zdaniem policji, trzy luksusowe samochody na polskich numerach rejestracyjnych pędziły po krętej i mocno uczęszczanej drodze nr 78. Ich kierowcy - nie zważając na duży ruch, ograniczenia prędkości i brak miejsca na uniki - mieli urządzić sobie swoiste "wyścigi". Finał zabawy miał, niestety, dramatyczny obrót.

Reklama

W wypadku spowodowanym przez kierowcę porsche zginął 57-letni obywatel Słowacji. Skoda fabia, którą podróżował wraz z 50-letnią żoną i 21-letnim  synem zderzyła się czołowo z rozpędzonym suvem. Kierowca fabii zmarł w szpitalu. Pozostali pasażerowie auta odnieśli obrażenia - żona kierowcy poważne, a syn nieco lżejsze.

Na udostępnionym przez słowacką policję nagraniu widać trzy pędzące lewym pasem samochody. Czarny mercedes zdążył wykonać manewr wyprzedzania ze stosunkowo dużym marginesem bezpieczeństwa. Nie zmienia to jednak faktu, że jego kierowca złamał przepisy - oba pasy rozdziela w tym miejscu linia ciągła, a prędkość była znacznie wyższa niż dozwolona.

Kierowca żółtego ferrari i jadącego mu "na ogonie" porsche nie mieli tyle szczęścia. Nagłe, awaryjne hamowanie włoskiego auta zaskoczyło prowadzącego dużego niemieckiego suva. Auto uderzyło w tył poprzedzającego samochodu (spychając go z drogi), po czym czołowo zderzyło się z jadącą z przeciwka skodą, której kierowca nie miał żadnej możliwości uniknięcia zderzenia.

Stan kierowcy porsche pozostaje tajemnicą. Można jednak przypuszczać że mężczyzna wyszedł z wypadku bez większych obrażeń - słowacka policja poinformowała bowiem o jego aresztowaniu. Kierowcą ferrari był 27-letni Polak, a porsche prowadził 42-latek, również Polak. Obaj byli trzeźwi.

O tragicznym wypadku szeroko rozpisują się lokalne media, nie szczędząc Polakom ostrych - i niestety w pełni zasłużonych - słów. Może to oznaczać, że rodacy wybierający się w najbliższym czasie w podróż po Słowacji spotkają się ze szczególnym zainteresowaniem lokalnej drogówki.

Słowacja słynie z surowych przepisów i wysokich mandatów. Przykładowo - zignorowanie znaku "Stop" oznacza mandat karny w wysokości 150 euro. Przekroczenie prędkości o 20 km/h to co najmniej 100 euro mandatu. W skrajnych przypadkach (np. przekroczenie prędkości o 50 km/h w terenie zabudowanym) policjant wymierzyć może karę w wysokości nawet 800 euro.

Trzeba też wiedzieć, że - tak samo, jak ma to miejsce w Polsce - kierowcy z zagranicy zobowiązani są do zapłaty mandatu bezpośrednio u policjanta. W przeciwnym razie narażamy się na zatrzymanie prawa jazdy i dowodu rejestracyjnego. Jak widać, nawet tak drakońskie kary nie do wszystkich trafiają...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama