"Totalny kretyn z policji autostradowej"

Opieszałość kolejnych ekip rządowych sprawiła, że autostrady są w naszym kraju towarem deficytowym. Nie ma się więc, co dziwić, że poruszanie się po tego typu drogach sprawia niektórym kierowcom spore problemy.

Do codzienności zaliczyć można kurczowe trzymanie się lewego pasa, zajeżdżanie drogi szybciej jadącym pojazdom czy zupełna nieznajomość reguły "zamka błyskawicznego" pozwalającej zminimalizować tworzenie się korków.   

O ile jednak, w przypadku starszego pana czy młodej niewiasty, na braki w autostradowym obyciu można jakoś przymknąć oko, o tyle nieodpowiedzialne zachowanie służb mundurowych jest dla nas, łagodnie mówiąc, niezrozumiałe.   

Przy całym szacunku dla policjantów drogówki, kilkukrotnie byliśmy świadkami sytuacji, w których zachowanie funkcjonariuszy stwarzało na autostradzie większe zagrożenie, niż "zabezpieczane" przez nich stłuczki, wypadki czy karambole.   

Reklama

Niestety, okazuje się, że podobne doświadczenia ma na swoim koncie większa liczba kierowców...  Poniżej "przygoda", jaka spotkała naszego kolegę na autostradzie A2.

Narzekamy na bramki na autostradach, które powodują korki, ale w niedzielny wieczór byłem świadkiem sytuacji, po której opadły mi ręce.  Miejsce akcji - A2 Łódź-Warszawa, mniej więcej na granicy województw łódzkiego i mazowieckiego, godzina 23.00 (ciemno - jak to "pośrodku niczego"). Dość niegroźna stłuczka kilka pojazdów, już posprzątana, bo samochody zgarnięte na pas awaryjny, na miejscu są ze dwa radiowozy policji i jakiś pojazd z dużą świetlną tablicą ostrzegawczą, który ostrzega przed wypadkiem.

Niestety, totalny kretyn z policji autostradowej postawił swój radiowóz na pasie awaryjnym "pod prąd" i oświetlił sobie miejsce wypadku... włączając długie światła. Nie, nie żartuję. Włączony "kogut" to mało, on musi jeszcze oślepić wszystkich, którzy zbliżają się do miejsca zdarzenia. Słychać tylko pisk hamulców, kierowcy reagują wręcz panicznie, skacząc z pasa na pas, bo prawie każdy zwalnia do 50 km/h.

W ułamku sekundy, gdy mijam tą sytuację, orientuję się jeszcze, że wspomniany samochód z tablicą świetlną (swoją drogą, fajny sprzęt, widać go gdzieś z kilometra), stoi nie - jak wydało mi się - na prawym pasie i "osłania" miejsce zdarzenia, tylko na pasie awaryjnym. W światłach radiowozu (byłem już prawie równo z nim) widzę ludzi chodzących tam i z powrotem po linii rozdzielającej pas awaryjny i prawy pas ruchu autostrady, po którym jadą samochody. Nikt z nich nie ma kamizelki odblaskowej.

Czy naprawę nikt tych policjantów nie przeszkolił na temat różnic między autostradą a drogą wojewódzką? Dlaczego nie został zamknięty prawy pas ruchu? Ile wynosi IQ tego policjanta, który tak ustawił radiowóz i tak włączył światła? A zresztą - skoro ruch odbywa się normalnie dwoma pasami, w jaki sposób ma on bezpiecznie wyjechać z tego pasa awaryjnego, gdy musi zawrócić o 180 stopni?

Nie chciałem tego tak zostawić. Zadzwoniłem od razu na 112 zgłosić sytuację z nadzieją, że dosłownie ktoś przez radio krzyknie "zgaś te światła!". Niestety, operator 112 spławił mnie, żebym dzwonił pod 997, "bo my nie mamy łączności z policją autostradową" (brawo!). Pod 997 odbiera policjant z... komisariatu z Żyrardowa (znów, nie policja autostradowa i co gorsza, inne komenda wojewódzka, bo komisariat autostradowy ze Strykowa podlega pod Łódź), ale przynajmniej znał prywatnie kogoś z autostradowej i obiecał zadzwonić w tej sprawie.  Potem zadzwonił do mnie ktoś z policji z... Radomia, żeby zapytać mnie czy na miejscu jest pogotowie. Nie wiem, nie widziałem, bo najpierw byłem oślepiony, a potem oczy mi zaszły czerwoną mgiełką.

Autostrada A2 Łódź-Warszawa otwarta jest już 25 miesięcy. Ile czasu potrzeba na przeszkolenie policjantów pracujących na niej?

 Leszek Kadelski (Motofaktor.pl)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy