Szokujące zachowanie BOR. Proszą i dziękują
Czy Biuro Ochrony Rządu jest rzeczywiście instytucją niereformowalną? Wydawało się, że tak. Seria bolesnych wpadek, z zepchnięciem z drogi na drzewo przez fiata seicento opancerzonego audi A8 premier Beaty Szydło na czele, sprawiła, że do takiego wniosku doszło najwyraźniej również szefostwo Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, zapowiadając przekształcenie BOR w PSO - Państwową Służbę Ochrony.
Tymczasem zarejestrowany ostatnio na załączonym filmiku przejazd kolumny uprzywilejowanych samochodów jedną z ulic w Krakowie pokazuje, że co do umiejętności i nawyków "borowików" może jednak trochę się mylimy...
To tylko kilkanaście sekund, a ile zaskoczeń. Nader umiarkowana, by nie rzec ślimacza jak na zwyczaje BOR prędkość. Na dachach wozów przepisowo włączone niebieskie i czerwone światła. Lizak w ręku. No i to grzeczne: "Proszę chwilę poczekać, dobrze? Dziękuję..." Pełna kultura. Gdyby nie ujawniony niedawno historyczny fakt, że to my nauczyliśmy Francuzów jeść widelcem, można by nawet rzec: Francja - elegancja.
Uwieczniona na filmie scena jest tak niezwykła, że aż niewiarygodna. Od razu zatem rodzą się podejrzenia. Może byliśmy świadkami kręcenia zdjęć do serialu TVP z życia VIP-ów? Może obserwowaliśmy propagandową pokazówkę, zorganizowaną dla poprawienia wizerunku BOR? Może to byli przebierańcy, jedna z modnych grup rekonstrukcyjnych? Może chodziło o sprawdzenie w terenie obowiązujących procedur, w celu ich zweryfikowania przed włączeniem do regulaminów PSO? A może...? Bingo, już wiemy!
Chcecie, abyśmy jeździli zgodnie z przepisami? Proszę bardzo. Zobaczycie jednak, że po kilku spóźnieniach na umówione spotkania, na różne mniej lub bardziej oficjalne fety, albo chociażby i na kolację do domu, sami zażądacie, żeby nasi kierowcy znowu pędzili na złamanie karku, w nosie mieli wszelkie ograniczenia, zakazy i nakazy, spychając z drogi wszystko, co się rusza i przeszkadza. Wystrzegając się jedynie starych fiatów seicento...
Rozwiązanie zagadki podsunęła informacja o rozpoczęciu przez inną państwową instytucję, Inspekcję Transportu Drogowego, strajku włoskiego. Ma on trwać tydzień i polegać na drobiazgowym, zgodnym ze wszystkimi przepisami, sprawdzaniu zatrzymywanych do kontroli pojazdów. Pracownicy Inspekcji, jak wyjaśnia przewodniczący ich związku zawodowego, chcą w ten sposób zwrócić uwagę, że od 9 lat nie mieli podwyżki płac, a także przypomnieć, że wciąż czekają na nową ustawę, która uzna ITD za służbę mundurową. Dzięki temu "krokodylki" będą mogły pracować na drogach przez całą dobę, a nie jak teraz tylko od 7 do 15, niczym zwyczajni urzędnicy. A jednocześnie, jak się domyślamy, zyskają przywileje emerytalne, z których korzystają od lat policjanci i żołnierze.
No właśnie. Czy przypadkiem strajku włoskiego nie rozpoczęli również funkcjonariusze BOR, w proteście przeciwko zapowiedzianej likwidacji tej formacji? I czy, w pełni ucywilizowany przejazd przez Kraków nie był przejawem sprzeciwu wobec wspomnianych planów? Przy okazji unaoczniając osobom, korzystającym z ochrony i transportu Biura, nieżyciowość zasad, których łamanie jest tak dziś powszechnie krytykowane.
Chcecie, abyśmy jeździli zgodnie z przepisami? Proszę bardzo. Zobaczycie jednak, że po kilku spóźnieniach na umówione spotkania, na różne mniej lub bardziej oficjalne fety, albo chociażby i na kolację do domu, sami zażądacie, żeby nasi kierowcy znowu pędzili na złamanie karku, w nosie mieli wszelkie ograniczenia, zakazy i nakazy, spychając z drogi wszystko, co się rusza i przeszkadza. Wystrzegając się jedynie starych fiatów seicento...