Nie płacą OC, bo...to "spisek mafii ubezpieczeniowej"

W przyrodzie nic nie ginie. Chciałoby się powiedzieć - niestety. To, co udaje się nam zaoszczędzić na stacjach benzynowych, dzięki utrzymującym się od dłuższego czasu względnie niskim cenom paliw, wydajemy na coraz droższe obowiązkowe ubezpieczenie pojazdów od odpowiedzialności cywilnej.

Nic dziwnego, że w takiej sytuacji pojawiają się oskarżenia o "spisek mafii ubezpieczeniowej", a w niejednej głowie rodzi się pomysł: a może by tak nie płacić za OC? Jeżdżę mało i ostrożnie, nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz zostałem zatrzymany przez policję, jest więc duża szansa, że uda mi się uniknąć wpadki.

Odbicie takiego myślenia widać we wpisach internautów...

"Tylko leszcze płacą za OC. 15 lat nie mam OC, a i prawa jazdy. Jakoś nikomu nic nie zrobiłem, a ile zaoszczędziłem! Wystarczy wiedzieć, gdzie się czają. Kilka razy nawet kontrolowany byłem na masówkach "trzeźwy poranek" i "trzeźwy weekend"" - chwali się "driver z PO", choć intuicyjnie wyczuwamy w jego wypowiedzi prowokację.

Reklama

Na inny problem zwraca uwagę "klos": "Dlaczego ubezpieczenie samochodu sprawdza policja? Czy samochód nie ubezpieczony stwarza większe zagrożenie na drodze niż ubezpieczony?! Moim zdaniem jest to biznes ubezpieczycieli, a nie policji.  Przecież w razie wypadku to nie policja wypłaca odszkodowanie. W takim razie policja powinna też sprawdzać, czy ubezpieczeni w ZUS-ie płacą składki."

"Ta głupota ubezpieczeniowa trwa i dlatego mamy, co mamy! Zacznijmy żądać ubezpieczenia OC do prawa jazdy, a nie do auta! Prawo jazdy ważne z ważnym OC kierowcy! Nie ma OC, to tak z 10 000 zł kary! I byłby logiczny porządek!" - pomstuje "Rhw".

Jak widać podziela pogląd, który my także już przedstawialiśmy, chociaż w bardziej oględnej formie. Otóż to nie samochody powodują wypadki, lecz ludzie. Dlatego polisa OC powinna być przypisana do kierowcy, a nie do pojazdu.    

Konieczność opłacania OC szczególnie irytuje właścicieli samochodów, które z różnych powodów rzadko lub w ogóle nie pojawiają się na drogach. W Sejmie niedawno pojawił się projekt nowelizacji prawa o ruchu drogowym autorstwa posłów Kukiz'15, według którego możliwe byłoby między innymi czasowe wyrejestrowanie pojazdu, a co za tym idzie, brak obowiązku płacenia za niego ubezpieczenia OC.

"Odkupiłem od znajomego jego rozbite auto jako dawcę części do mojego. Czemu mam płacić OC za totalny wrak?" - pyta "saki".

"Mam w "stodole" starego Forda Grenadę, z postanowieniem, że na emerce będę sobie dłubał, kilka lat nie wyjeżdża na drogę, silnik chodzi, ale wymaga sporo wkładu, a cholera muszę bulić tysiączek rocznie za ubezpieczenie" - żali się "kociołek123".

"Mam kabrioleta, używam go 4 miesiące w roku, płacę za 12, to ma być w porządku?" - pisze "Cabrio".
"Został mi w spadku po dziadku samochód 20-letni. Sprzedać go nie mogę bez zakładania sprawy spadkowej, bo nie jestem właścicielem, zezłomować też nie, wyrejestrować też, a kwity OC z PZU przychodzą. Jak nie zapłacę, to naliczą odsetki, ale nie zmarłemu tylko mi. Złodziejstwo w białych rękawiczkach i tyle. Gdzie czasowa możliwość wyrejestrowania pojazdu?!" - oburza się "Xaveri".

Musimy go zmartwić. Otóż nie skończy się na "naliczeniu odsetek". Ewentualne zlekceważenie obowiązku wykupienia OC będzie kosztowało o wiele więcej. Wysokość kar zależy od ustalanej przez rząd płacy minimalnej. Od 1 stycznia 2017 r. wzrosła ona do 2000 zł. Oznacza to, że właściciel samochodu, który spóźnił się z opłaceniem ubezpieczenia ponad 14 dni, zapłaci w tym roku 4000 zł (dwukrotność płacy minimalnej). Gdy pojazd pozostaje bez OC od 4 do 14 dni grzywna wyniesie 2000 zł, a wydawałoby zupełnie drobna, bo trzydniowa czy wręcz jednodniowa zwłoka, zuboży zapominalskiego lub spóźnialskiego o 800 zł.

Fora poświęcone problematyce ubezpieczeniowej obfitują w relacje, dowodzące, że spóźnienie z opłatą OC nie zawsze jest efektem świadomego działania, cwaniactwa czy roztargnienia, Niekiedy wynika z nietypowości sytuacji i braku znajomości przepisów. Oto jeden z takich wpisów.

"Rodzice załatwiali papiery w salonie, w związku z kupnem samochodu, następnie samochód zarejestrowali w urzędzie miasta, natomiast nie zostali powiadomieni, że w dniu rejestracji trzeba zapłacić OC (myśleli, że mogą opłacić OC w salonie, przed odbiorem samochodu). Po dwóch dniach udali się do salonu w celu odbioru samochodu i zostali poinformowani, że nie zostało zapłacone ubezpieczenie, natychmiast opłacili OC, ale musieli też zapłacić 800 zł kary. Czy słusznie, skoro opłacili ubezpieczenie zanim wyjechali samochodem z salonu?"

Niestety, prawo stanowi jasno. Pojazd musi zostać ubezpieczony w dniu rejestracji. Z obowiązku opłacania OC zwalnia jedynie wyrejestrowanie auta. A wyrejestrować je można wyłącznie po legalnym zezłomowaniu.

Tropieniem  właścicieli samochodów nie płacących za nie obowiązkowego OC zajmuje się Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny. I chwali się, że czyni to bardzo skutecznie. Mimo to szacuje się, że po naszych drogach jeździ około 90-100 tys. nieubezpieczonych samochodów, czyli 0,4 - 0,5 proc. wszystkich pojazdów, biorących udział w ruchu (nawiasem mówiąc, gdyby taki sam odsetek dotyczył osób nie płacących abonamentu RTV, kierownictwo telewizji publicznej byłoby przeszczęśliwe...).

Ubezpieczeniowa drożyzna na pewno boli. Spójrzmy jednak na jej jaśniejszą stronę. Jest szansa, że konieczność kupowania kosztownych polis OC i działanie UFG oczyści parkingi, ulice i chodniki z zalegających na nich wraków.  

(A)


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy