Monitoring nie zarejestrował podpalenia aut w Łodzi

Zapis kamer miejskiego monitoringu nie pomoże łódzkim policjantom w wyjaśnieniu serii podpaleń samochodów.

Zapis kamer miejskiego monitoringu nie pomoże łódzkim policjantom w wyjaśnieniu serii podpaleń samochodów.

Auta spłonęły w nocy z soboty na niedzielę. Kamery były skierowane w inną stronę - ustaliła reporterka RMF FM.

Funkcjonariuszom pozostała analiza nagrań z innych kamer. Liczą, że zarejestrowały podejrzanie wyglądające osoby. Wiadomo, że przed podpaleniem ktoś włamał się do czterech samochodów. Z trzech zginęły radia.

Na parkingu, po pożarze zostały dwa wypalone wraki pojazdów. Pozostałe auta, po dokładnych oględzinach policji, właściciele zabrali.

Kierowcy z Łodzi, boją się, że sytuacja może się powtórzyć.

Reklama

- Nie mogę się odnaleźć. Wszystko wokół, na tym parkingu, wygląda jakby było po bitwie - powiedział reporterce RMF FM jeden z kierowców. Inny dodaje: "czasy mamy takie trudne, że nie można czuć się bezpiecznie w żadnej dzielnicy Łodzi".

- Unikam niektórych miejsc, późnego wracania do domu. Jeśli już muszę wracać wieczorem, to biorę taksówkę. Kiedy idzie się pieszo, to zawsze może się coś wydarzyć, tym bardziej, że to jest duże miasto i dość niebezpieczne - dodaje jeden z mieszkańców miasta.

Pożar 10 aut w Łodzi, to sytuacja bez precedensu, dlatego nad sprawą pracuje specjalny zespół policjantów. Cały czas trwają przesłuchania świadków.

Jeszcze nie ma oficjalnych danych na temat strat, bo poszkodowani nie podali konkretnych sum policjantom, ale według danych strażaków, straty po pożarze wynoszą dziesiątki tysięcy złotych. To oznacza, że spaliły się stare auta, o wartości mniejszej niż 10 tysięcy.

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy