Limity prędkości są dla cieniasów. Na Armii Krajowej również?

Są samozwańczy mistrzowie kierownicy święcie przekonani, że limity prędkości to informacja dla cieniasów i frajerów, a zatem ich osobiście nie dotyczą.

Są tacy, którzy znaki z ograniczeniami traktują jako ostrzeżenie przed mandatem: uważaj, jeśli będziesz jechał za szybko, możesz zostać przyłapany przez radar.

Jest też wreszcie grupa kierowców, którzy liczbę na takim znaku odczytują jako najniższą możliwą prędkość zalecaną dla osób, które słabo radzą sobie za kółkiem, jadą w trudnych warunkach atmosferycznych, marnym samochodem znajdującym się w kiepskim stanie technicznym. Tymczasem nie brakuje na naszych drogach i ulicach miejsc, gdzie znaki ograniczenia prędkości naprawdę warto potraktować poważnie i zdjąć nogę z pedału gazu...

Jednemu z naszych czytelników nieznani sprawcy kradli tablice rejestracyjne z samochodu. Aby ich przyłapać na gorącym uczynku, zainstalował w stosownym miejscu kamerkę. Nie wiemy, czy udało mu się zdybać złodziei, jednak efektem tego monitoringu stał się film, ukazujący serię bulwersujących zdarzeń na ul. Armii Krajowej w Krakowie.

Jest tam zakręt, od lat okryty bardzo złą sławą. Kiedyś szeptano nawet, że wypadki, do których dochodzi na wspomnianym łuku drogi, to sprawka dziwnego, niewykrywalnego standardowymi metodami promieniowania. Zarządca dróg zamiast wezwać szamana, który odczyniłby urok, ustawił w pobliżu feralnego zakrętu maszty z fotoradarami. Ich widok na ogół dość skutecznie poskramiał temperamenty kierowców. Niestety, jakiś czas temu owe "poskramiacze" zniknęły i znów powróciły tajemne moce, namawiając kierowców do złego: "zobacz, dwie jezdnie oddzielone pasem zieleni, szeroko, a zatem hulaj dusza, piekła nie ma, gaz do dechy...". Rezultaty widać na zamieszczonym poniżej filmiku...

Zdania na temat przyczyn niebezpiecznych piruetów, wykonywanych przez auta na wspomnianym odcinku ruchliwej krakowskiej ulicy, są podzielone. Najczęściej wskazuje się nieodpowiednie wyprofilowanie jezdni, jak również fatalną nawierzchnię, która po każdym deszczu robi się bardzo śliska. Nikt jakoś nie chce dostrzec winy w kierowcach, przeceniających swoje umiejętności i lekceważących ograniczenia prędkości, które w tym akurat miejscu nie są żadną szykaną ze strony zarządcy dróg. Mają głębokie uzasadnienie.

Zresztą, jak pokazuje materiał zarejestrowany przez kamerę, samochody na ul. Armii Krajowej wypadają z drogi w różnych warunkach pogodowych, także wtedy, gdy jezdnia jest całkowicie sucha. Na innych filmikach widać z kolei, że można tędy przejechać szybko, a jednocześnie bezpiecznie, nawet poczciwym, starym Polonezem. Trzeba to jednak umieć.

"Kozacki" drift imponuje, ale uwaga: nikogo nie zachęcamy do przeprowadzania podobnych prób w publicznych miejscach. Po co nam więcej nieszczęść...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy