Jechał radiowozem na sygnale, uderzył w taxi. Dwie ofiary
Do 22 września Sąd Rejonowy w Słupsku odroczył w czwartek proces policjanta, który w październiku ub.roku, kierując radiowozem na sygnałach, doprowadził do zderzenia z taksówką; w wypadku zginęły dwie osoby.
Powodem odroczenia była nieobecność oskarżonego Mirosława K., który przedstawił zwolnienie lekarskie. Córka jednej z ofiar wypadku powiedziała dziennikarzom, że nie jest zaskoczona niestawiennictwem policjanta. "Byłam na to przygotowana, bo już wcześniej były problemy, mam jednak nadzieję, że w końcu się spotkamy, sprawa nie będzie długo trwała i sprawiedliwie się zakończy"- dodała kobieta.
Do wypadku doszło 9 października 2010 r. wieczorem w Słupsku, na skrzyżowaniu ulic Szczecińskiej, Braci Gierymskich i Małcużyńskiego. Jadący ul. Szczecińską policyjny fiat ducato wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle i uderzył w prawy bok znajdującej się tam taksówki marki Citroen Xara Picasso.
56-letnia pasażerka taksówki i prowadzący samochód 62-letni mężczyzna zginęli. Dwaj jadący radiowozem policjanci zostali ranni. Fiat ducato po uderzeniu w citroena zapalił się.
Ponieważ sprawa dotyczyła policjanta ze Słupska, śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa w Chojnicach. W marcu oskarżyła ona Mirosława K. o umyślne naruszenie zasad ruchu drogowego, czego wynikiem był śmiertelny wypadek, w którym zginęły dwie osoby. Grozi za to od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
Powołani przez prokuraturę biegli ustalili, że sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu działała prawidłowo, a radiowóz wjechał na skrzyżowanie z prędkością 100 km/h, która uniemożliwiała jego kierowcy uniknięcie zderzenia z taksówką.
Według prokuratury radiowóz miał włączone sygnały świetlne i dźwiękowe, a do wypadku częściową przyczynił się kierowca taksówki. Biegli uznali, że gdyby obserwował on przestrzeń po prawej stronie prowadzonego przez siebie pojazdu, zauważyłby radiowóz i uniknąłby zderzenia.
Z opinii biegłych jednoznacznie wynika jednak, że bezpośrednią winę za wypadek ponosi policjant kierujący radiowozem.
Oskarżony, 31-letni Mirosław K., w policji pracuje od 2004 r. Podczas przesłuchania w prokuraturze powiedział jedynie, że nie może odnieść się do zarzutu, bo nie pamięta przebiegu wypadku. Przed sądem będzie odpowiadał z wolnej stopy.
Radiowóz, który Mirosław K. prowadził 9 października, był jednym z czterech pojazdów wysłanych ze Słupska do pobliskich Bolesławic w celu wsparcia policjantów interweniujących w sprawie 50 kibiców awanturujących się na stacji benzynowej.