Jazda na światłach przez całą dobę. Jestem na NIE

Wprowadzenie obowiązku jazdy z włączonymi światłami mijania - przez całą dobę, bez względu na porę roku, pogodę, widoczność - uzasadniano, a jakże, względami bezpieczeństwa. I rzeczywiście, w ciągu kilku lat liczba wypadków drogowych wyraźnie się zmniejszyła. Skąd jednak pewność, że ową korzystną zmianę statystyk zawdzięczamy właśnie wspomnianemu przepisowi?

Dowodzenie związków przyczynowo-skutkowych między różnymi, rozłożonymi w czasie zdarzeniami, ma sens tylko przy założeniu, że okresy, które bierzemy pod uwagę, cechują się stabilnymi, porównywalnymi warunkami.

Tymczasem w motoryzacji, czy szerzej - w transporcie lądowym, sytuacja jest bardzo dynamiczna. Poprawia się infrastruktura, przybywa nowoczesnych autostrad i dróg ekspresowych, powstała sieć fotoradarów, dyscyplinujących kierowców. Polacy jeżdżą coraz lepszymi samochodami. Są bardziej świadomi zagrożeń na drogach, a przez to ostrożniejsi. Przy takiej liczbie zmiennych nikt rozsądny nie odważy się na wskazanie jednego, decydującego czynnika. Równie dobrze można by przecież powiedzieć, że wypadków jest mniej, ponieważ policja dysponuje większą flotą radiowozów z wideorejestratorami. Albo dlatego, że w sprawy bezpieczeństwa ruchu tak mocno zaangażowali się strażnicy miejscy.

Reklama

A jeżeli już jesteśmy przy wypadkach... Wiele z nich jest skutkiem zaskoczenia. Nie spodziewamy się, że jadący obok pojazd nieoczekiwanie zjedzie na nasz pas ruchu; że tuż przed naszą maską nagle pojawi się auto, które wyjechało z ulicy podporządkowanej; że na środku ruchliwego skrzyżowania natkniemy się na raźno maszerującą staruszkę... To samo dotyczy spotkania z nieoświetlonym pojazdem. Jak to?! Przecież zgodnie z przepisami powinien mieć włączone światła mijania?!

Czujemy się zaskoczeni, a wtedy nietrudno o nieszczęście. Z tego punktu widzenia usypiający czujność użytkowników dróg obowiązek jazdy przez całą dobę z włączonymi światłami może wręcz przyczyniać się do wzrostu zagrożeń.

Bardzo dużo zamieszania spowodowało pozwolenie na używanie świateł do jazdy dziennej. Nie brakuje kierowców uznających, że włączając je, spełniają obowiązek dotyczący świateł mijania. Ledwie widoczny, wąski, "ledowy" pasek z przodu, całkowicie nieoświetlony tył. I to niezależnie od pory dnia i pogody. Także w deszczu, podczas zmierzchu czy mglistego poranka. Czy ktoś potrafi określić, w liczbach, jaki ma to wpływ na statystyki wypadków?

Przeciwnicy obowiązku jazdy przez całą dobę z włączonymi światłami często wskazują na związane z tym koszty. Bez przesady. Z punktu widzenia indywidualnego kierowcy ich zwiększenie jest nieodczuwalne. Gdy przemnożymy jednak ów znikomy wzrost zużycia paliwa przez miliony samochodów, gdy pomyślimy o uciążliwościach związanych z koniecznością utylizacji milionów przedwcześnie przepalonych żarówek w reflektorach, problem robi się poważny. Zwłaszcza w czasach, gdy tak wiele mówi się ochronie środowiska, a producenci zażarcie walczą o ograniczenie emisji dwutlenku węgla.

I jeszcze jedno. W wielu krajach Europy, m.in. we Francji, w Belgii, Holandii, a także w zbliżonej do nas klimatycznie Austrii czy słynących z pragmatyzmu i przemyślanego prawa Niemczech nie ma obowiązku jazdy przez całą dobę z włączonymi światłami mijania. Co najwyżej ich używanie jest zalecane. Czy oznacza to, że rządom tych państw, w przeciwieństwie do naszych prawodawców, nie zależy na bezpieczeństwie ruchu drogowego, na zdrowiu i życiu swoich obywateli? A może po prostu są mniej nadgorliwe?     

A może jednak światła w dzień mają sens? Już wkrótce zaprezentujemy drugi głos w dyskusji "Tak czy nie dla świateł w dzień".       

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: światła mijania | światła dzienne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy