Gimbusy i komunikacja lokalna

Wypadek, który wydarzył się przy dowożeniu dzieci do szkoły i reakcja komendanta drogówki, kazało zastanowić mi się nad problemem transportu publicznego. W normalnych krajach samochód przewożący dzieci i młodzież to specjalna konstrukcja, odmienna od zwykłych autobusów. Posiada tylko jedne drzwi z przodu, na oku kierowcy, w starszych modelach blokowane ręcznie przez kierowcę. U nas gimbusy to w większości stare adoptowane na prędce pojazdy.

Wypadek, który wydarzył się przy dowożeniu dzieci do szkoły i reakcja komendanta drogówki, kazało zastanowić mi się nad problemem transportu publicznego. 
W normalnych krajach samochód przewożący dzieci i młodzież to specjalna konstrukcja, odmienna od zwykłych autobusów. Posiada tylko jedne drzwi z przodu, na oku kierowcy, w starszych modelach blokowane ręcznie przez kierowcę. U nas gimbusy to w większości stare adoptowane na prędce pojazdy.

Co do wieku pojazdów komunikacji publicznej; w Polsce to 18-letni pojazd jest młody.

W 1986 roku jako świeży pracownik wrocławskiego MPK, dostałem mocno wysłużony samochód, Ikarus przegubowy, numer boczny 1684, autobus ten jeździ do dzisiaj i nie jest bynajmniej najstarszym pojazdem. We wrocławskim PKS-ie najlepsze pojazdy to mercedesy kupione w 1991, jako używane 10-letnie auta. Oczywiście mówię o krajowym ruchu lokalnym, ale to jest 80-90% przewozów.

Chciałbym poruszyć jeszcze sprawę komunikacji lokalnej. W rejonach gęsto zaludnionych, w moim regionie to okolice Świdnicy, Wałbrzycha, Zagłębie Lubińskie w miejsce nierentownych lokalnych sieci PKS-u powstały małe firmy przewożące ludzi, najpierw Nyskami, teraz już busikami lepszych marek. Od początku na rynku tym zrobiło się ciasno, a przypadki palenia sobie nawzajem taboru, jest świadectwem, że chęć zysku góruje nad zdrowym rozsądkiem i chęciami świadczenia usług. Nie tak dawno w programie telewizji lokalnej o dolnośląskiej drogówce pokazano interwencję. Kierowca busa komunikacji lokalnej wioząc pasażerów przekroczył prędkość, podwójną ciągłą linię, wyprzedził autobus PKS i ostro hamując przed nim zmusił kierowcę ratującego się przed kolizją do wywrócenia pasażerów. Po zatrzymaniu przez policję, kierowca busa stwierdził, że zrobił tak bo kierujący autobusem zdenerwował go zabierając pasażerów z przystanków.

Reklama

Niedawno jadąc przez Legnicę byłem świadkiem jak za stojący na czerwonych światłach samochód osobowy podjechał bus z pasażerami na odległość około pół metra i podjeżdżając zrywami z ostrym hamowaniem próbował sprowokować kierowcę pojazdu osobowego do przejechania skrzyżowania przy zamkniętym ruchu.

Trudno nawet komentować takie zachowania kierowców, którym powierzono bezpieczeństwo pasażerów nie umiejącym zachować podstawowych zasad ruchu drogowego.

Nie jestem zwolennikiem jedynie słusznego monopolu MPK-PKS, ale co by złego nie powiedzieć o tych instytucjach mają one trochę lat i proces odsiewania złych pracowników trwa tam wiele lat. W naszym kraju powstało w krótkim czasie kilkaset firm obsługujących ruch lokalny, w kilka miesięcy zarejestrowano kilkaset gimbusów, skąd mieli by się wziąć kierowcy do nich. Są to w większości wypadków ludzie robiący prawo jazdy na te pojazdy, bo takie jest zapotrzebowanie, bez żadnej praktyki i wyobrażenia o wymaganiach transportu publicznego. Z pewnością są pośród nich ludzie mający zadatki na dobrych kierowców, jednak nim ci zdobędą niezbędne doświadczenie, a nie nadający się do tej trudnej pracy odpadną może być wielu poszkodowanych. Krzysztof Dąbrowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kierowcy | pojazdy | PKS | komunikacja | gimbusy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy