Dramatyczny film i cud na przejściu dla pieszych
Na polskich drogach zbyt wielu kierowców pozwala sobie na wciskanie pedału gazu do oporu, bezkrytycznie ufając możliwościom swoim i auta.
Problem w tym, że - chociaż w ostatnim trzydziestoleciu - samochody stały się o wiele bezpieczniejsze, ich rozwój w niewielkim stopniu przyczynił się do zwiększenia bezpieczeństwa niechronionych uczestników ruchu. Kierowcy nader często zapominają, że na drodze towarzyszą im nie tylko inne auta, ale też piesi czy rowerzyści.
Dlatego właśnie coraz więcej państw rozważa możliwość wprowadzenia kolejnych ograniczeń prędkości w obszarze zabudowanym. Gdy pieszy spotyka się z rozpędzoną do 50 km/h bryłą stali o masie 1,5 tony jego szanse na wyjście z wypadku bez szwanku są bliskie zeru.
Niestety, zwłaszcza w Polsce, mało który kierowca zawraca sobie głowę ograniczeniami prędkości w obszarze zabudowanym. Skutki takiego zachowania często kończą się tragicznie...
Oto filmik, jaki kilka dni temu zarejestrowała kamera miejskiego monitoringu we Włocławku. Mimo zbliżania się do skrzyżowania i przejścia dla pieszych kierowca Renault Laguny nie uznał za stosowne zwolnić. W konsekwencji prowadzony przez niego samochód uderzył w przejeżdżających po ścieżce rowerowej rowerzystów. Jakby tego było mało, prowadzący Lagunę mężczyzna nie raczył udzielić pomocy potrąconemu dziecku i zbiegł z miejsca wypadku. Jeden ze świadków - co również widać na filmie - rozpoczął pościg własnym samochodem. Zakończył się on fiaskiem, jednak sprawca w końcu sam zgłosił się na policję.
Chociaż zdarzenie miało niezwykle drastyczny przebieg, rowerzysta odniósł jedynie powierzchowne obrażenia i - co wypada uznać za cud - nie wymagał hospitalizacji. W tej sytuacji zakwalifikowano je jako kolizję.
Na podstawie śladów hamowania przybyli na miejsce policjanci uznali, że prędkość auta - w obszarze zabudowanym - oscylowała w okolicach 100 km/h... Policja ustala również jakie światło paliło się na sygnalizatorach dla samochodu i rowerzystów.