"Bezwzględne pierwszeństwo" dla pieszych? Musisz to zobaczyć!

W ostatnich miesiącach w Polsce toczyła się ożywiona dyskusja dotycząca rozszerzenia praw pieszych. Zgodnie z deklaracjami premiera Morawieckiego, niechronieni uczestnicy ruchu drogowego mieliby otrzymać pierwszeństwo w momencie samego zbliżania się do przejścia, a nie - jak ma to miejsce obecnie - na samym przejściu.

Zmiany, które miały wejść w życie od 1 lipca bieżącego roku, wywołały gorący spór. Ich przeciwnicy wskazywali m.in. na dramatyczny stan wielu przejść dla pieszych, których umiejscowienie skutecznie ogranicza możliwości dostrzeżenia przechodniów przez kierowców. Proponowane zmiany stały też w jawnej sprzeczności z art. 3. Prawa o ruchu drogowym, który obliguje WSZYSTKICH UCZESTNIKÓW RUCHU, by "unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę".

Reklama

Proponowany kształt przepisów wywołał również oburzenie wśród osób związanych zawodowo z transportem miejskim. Głosów krytyki nie szczędzili np. kierowcy autobusów czy motorniczy tramwajów. Dość przypomnieć, że w lutym na ulicach stolicy, pod kołami tych ostatnich - na przejściach przez torowiska - zginęło czterech pieszych! Mimo tak oczywistych argumentów, zwłaszcza wśród tzw. "aktywistów miejskich" wciąż nie brakuje gorących zwolenników rozszerzenia praw pieszych. Jeszcze latem część z nich postulowała, by z Prawa o ruchu drogowym wykreślić zapis zabraniający pieszemu wtargnięcia na jezdnię bezpośrednio przed nadjeżdżający pojazd... Pojawiły się nawet propozycje zniesienia obowiązku noszenia przez pieszych elementów odblaskowych (obowiązuje po zmroku poza terenem zabudowanym).

Zgodnie z powiedzeniem, że "jeden obraz wart jest więcej niż tysiąc słów", publikujemy filmowy zapis eksperymentu, o jaki pokusiło się Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji z Wrocławia. W związku ze zbliżającym się 1 listopada, w trosce o bezpieczeństwo zarówno pieszych jak i pasażerów, firma zorganizowała ciekawy eksperyment - porównania drogi hamowania samochodu osobowego, autobusu miejskiego i tramwaju. Zwracamy uwagę, że próba przeprowadzona została w dobrych warunkach atmosferycznych i przy prędkości zaledwie 30 (!) km/h. Strach pomyśleć, jak drastycznie różniłyby się wyniki, gdyby przeprowadzono ją w deszczu i przy "miejskiej" prędkości 50 km/h!

Pieszym i kierowcom, którzy nie mają doświadczenia w prowadzeniu "dużych gabarytów", wypada jeszcze wyjaśnić, że droga hamowania osobówki i autobusu tylko z pozoru wydaje się zbliżona. Pamiętajmy, że pojazdy komunikacji publicznej nie są wyposażone w pasy bezpieczeństwa, a większość ich pasażerów podróżuje stojąc. W efekcie tzw. hamowanie awaryjne jest z często ostatnim z manewrów, na jaki - w trosce o bezpieczeństwo przewożonych osób - decyduje się prowadzący autobus kierowca.

Mówiąc wprost - w ułamku sekundy musi on dokonać wyboru między bezpieczeństwem pasażerów, a zdrowiem i życiem kierowcy lub pieszego, który wymusił pierwszeństwo lub - bez zastanowienia - wtargnął na przejście. Manewr hamowania awaryjnego autobusu miejskiego czy tramwaju kończy się z reguły wieloma obrażeniami wśród pasażerów. W prywatnych rozmowach kierowcy MPK otwarcie przyznają, że "wolą mieć jedną sprawę dotyczącą potrącenia pieszego, niż niezliczoną liczbę pozwów, skarg czy wniosków o naganę od poszkodowanych w zdarzeniu pasażerów"...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama