Bagażnik, czyli absurdalne realia polskich przepisów
Dziwimy się i zżymamy, że opracowanie i wdrożenie nowego systemu poboru opłat na autostradach ma, według oficjalnych informacji, zabrać co najmniej kilka lat. Dużo? Niekoniecznie. Jest bowiem inny, nieporównanie mniej skomplikowany problem, który bezskutecznie czeka na rozwiązanie od znacznie dłuższego czasu. Właściwie od zawsze. Mamy na myśli legalizację bagażników rowerowych, montowanych na haku holowniczym w samochodzie.
Zapytacie - jak to legalizację? Przecież takie akcesoria są od dawna dostępne w handlu i, jak widać na ulicach, cieszą się coraz większą popularnością. Ba, w niektórych modelach aut stanowią opcjonalne wyposażenie fabryczne.
To prawda, trzeba jednak pamiętać, że przewożenie w ten sposób jednośladów grozi kierowcy mandatem. Jeżeli komuś udaje się uniknąć kary, to tylko dzięki wyrozumiałości policji, która, znając absurdalne realia, zwykła pobłażliwie traktować sprawców tego typu wykroczeń.
- Mam pięcioosobową rodzinę. Ja, żona i trójka dzieci... - opowiada Paweł, właściciel Citroena Grand C4 Picasso. - Wszyscy uwielbiamy jeździć na rowerach i nie wyobrażamy sobie bez nich wakacji. Nie dam jednak rady zapakować całego sprzętu na dachu auta. Nie zmieści się tam, stanowiłby ponadto zbyt duże obciążenie. Zresztą cierpię na dolegliwości kręgosłupa, które bardzo utrudniają podnoszenie ciężkich przedmiotów na dużą wysokość. Dlatego tylko jeden, najmniejszy rower wkładam na dach, a pozostałe na specjalnie kupioną w tym celu platformę, mocowaną na haku holowniczym. Fajna rzecz, ale sprzedawca lojalnie uprzedził, że jej używanie może mnie kosztować mandat.
Bagażnik Pawła jest produktem markowym, atestowanym. Ma belkę z tylnymi światłami i specjalne miejsce na tablicę rejestracyjną. Sęk w tym, że miejsca tego nie można legalnie, wedle przeznaczenia, wypełnić.
Zgodnie z prawem, każdy samochód musi być wyposażony w dwie tablice rejestracyjne, trwale przymocowane do pojazdu. Nie można jednej z nich zwyczajnie odkręcić i przenieść, na przykład na bagażnik rowerowy. Nie można też zamówić trzeciej tablicy, bowiem przepisy wyraźnie mówią, że do każdego auta przypisane są dwie i tylko dwie. Nie da się też podciągnąć platformy rowerowej do kategorii "przyczepy" i uzyskać dla niej oddzielnej tablicy.
Może zatem wozić rowery, nie przejmując się brakiem dodatkowej tablicy na bagażniku? Niestety, to również grozi mandatem, bowiem tablice rejestracyjne muszą być widoczne i czytelne, a jest prawie pewne, że już dwa umieszczone za kufrem jednoślady tę tylną skutecznie zasłonią. I znowu - mandat...
Jak sobie zatem radzą zmotoryzowani cykliści? Paweł skontaktował się z zakładem wytwarzającym szyldy i zamówił dodatkową tablicę rejestracyjną: wykonaną z tworzywa sztucznego, z czarnymi literami i cyframi na białym tle i nawet ze znaczkiem Unii Europejskiej, choć oczywiście bez hologramu. Wie, że takie rozwiązanie jest nielegalne, ale uznał je za mniejsze zło. Inni jako materiał stosują blachę, jeszcze inni idą na łatwiznę i robią tablice własnoręcznie, na kawałku kartonu, za pomocą mazaka.
Ponieważ problem istnieje od lat, więc w Internecie nie brakuje rad, jak się do niego odnosić. Najczęściej zaleca się dyskutowanie do upadłego z upartym policjantem, a jeżeli trafi się na wyjątkowego służbistę - odmowę przyjęcia mandatu i zdanie się na sąd. Cóż, życzymy wszystkiego najlepszego...
- Myślę, że w Polsce jakoś bym się wytłumaczył - mówi Paweł. - Co będzie jednak, gdy zatrzyma mnie do kontroli policja w Austrii, Niemczech czy we Włoszech? Przecież mogą mi tam zarzucić wręcz sfałszowanie dokumentu, którym w gruncie rzeczy jest tablica rejestracyjna...
Wydawałoby, że taką prostą sprawę da się załatwić właściwie od ręki - jednym ministerialnym rozporządzeniem, wprowadzającym możliwość uzyskania dodatkowej tablicy, odmiennej nieco od podstawowych, do zamontowania wyłącznie na bagażniku rowerowym. Tak jak rozwiązano to w innych krajach. Okazuje się jednak, że to, co pozornie najprostsze, dla polskich urzędników jest najtrudniejsze.