Autostradą pod prąd? To nagminne!

Jazda pod prąd, zawracanie czy cofanie to śmiertelne grzechy popełniane przez kierowców na drogach szybkiego ruchu. Zazwyczaj robią to świadomie i celowo, ryzykując życiem własnym i innych.

Takie wypadki nie są polską specjalnością. Wszędzie kończą się tragicznie
Takie wypadki nie są polską specjalnością. Wszędzie kończą się tragiczniePAP/EPA

Kobieta, która na początku kwietnia na autostradzie A4 jechała pod prąd, zginęła po zderzeniu z ciężarówką. Skoda Octavia na węźle Prądy wjechała na nitkę A4 w kierunku Katowic, po czym skręciła w lewo i ruszyła w stronę Wrocławia. Jadąc lewym pasem autostrady (swoim prawym) przejechała około 2 km, po czym prowadzony przez nią samochód uderzył w auto ciężarowe. Siła zderzenia była ogromna, Skoda została niemal doszczętnie zniszczona. Kobieta nie miała żadnych szans. Wciąż trwa wyjaśnianie okoliczności wypadku i powodów jazdy pod prąd.

Podobne zdarzenie miało miejsce w grudniu ubiegłego roku na drodze ekspresowej S6 w okolicy Pruszcza Gdańskiego. 75-letni kierowca Forda Fiesty jadąc pod prąd zderzył się czołowo z Renault Megane i zginął na miejscu. Z kolei w 2010 r. 77-letni kierowca Fiata Uno pędził pod prąd na obwodnicy Oleśnicy. Zderzył się czołowo z jadącym z naprzeciwka Fordem Mondeo. Dwie osoby zginęły na miejscu (kierowca i pasażer Fiata), pięć trafiło do szpitala.

Do tego typu sytuacji dochodzi stosunkowo często, na szczęście nie zawsze kończą się tak tragicznie.

Kamera na węźle

W ubiegłym roku Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych opublikowała film z wyczynami kierowców, które nagrały kamery w pobliżu Strykowa na autostradzie A2. "Nasze kamery rejestrują mrożące krew w żyłach manewry kierowców. Część z nich cofa albo zawraca, niemal codziennie ktoś jedzie pod prąd. Tiry blokują całą szerokość jezdni. Wielu kierowców zatrzymuje się, a nawet wysiada, zostawiając pojazd na środku drogi, a pasa awaryjnego używają jako miejsca postoju" - mówi Maciej Zalewski, rzecznik łódzkiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Informacja prasowa (moto)
Dodatkowe oznakowanie dróg niewiele pomoże, kierowcy i tak będą jeździć pod prąd
kom. Paweł Zbiejczyk, komisariat autostradowy

Według drogowców oznaczenia na autostradzie są prawidłowe i trudno o pomyłkę. Dlaczego więc kierowcy wykonują manewry, które grożą katastrofą? Osoba, który przegapi zjazd z autostrady, a następny ma na przykład za kilkadziesiąt kilometrów, ryzykuje, żeby nie nadrabiać dystansu. Stąd zawracanie i jazda pod prąd, do czego przyznają się sami kierowcy. Wychodzą z założenia, że może uda się jakoś wrócić do zjazdu i nic się nie stanie. Niektórzy tłumaczą się roztargnieniem.

Czasem świadomie

Policjanci także podkreślają, że nie mają zastrzeżeń do oznakowania wjazdów. "Z naszych obserwacji wynika, że niektórzy kierowcy cofają na autostradzie, kiedy przejadą zjazd. Są jednak przypadki kiedy, zawracają i jadą nieświadomie pod prąd. Świadczy o tym ich sposób jazdy: poruszają się lewym pasem jezdni myśląc, że znajdują się na prawym pasie" - tłumaczy komisarz Paweł Zbiejczyk, zastępca komisariatu autostradowego w Łodzi.

Jak unikać jazdy pod prąd? "Rada jest prosta. Trzeba uważnie obserwować znaki, w tym przypadku nakazy jazdy i zakazy wjazdu, a także obserwować innych użytkowników, zwłaszcza kierunek, w jakim się poruszają" - tłumaczy Paweł Zbiejczyk.

Informacja prasowa (moto)

Powszechny problem

W Niemczech problem jazdy pod prąd jest bardziej powszechny. Statystyki Automobilklubu ADAC mówią o średnio siedmiu takich przypadkach dziennie. Na szczęście w większości sytuacji wjazd na jezdnię o kierunku przeciwnym do kierunku ruchu nie kończy się tragedią. Mimo tego drogowcy instalują specjalne znaki.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas