22-latek spowodował wypadek. Został skazany na dożywocie!

Dożywotnie więzienie dla sprawcy wypadku i blisko cztery lata pozbawienia wolności dla drugiego z kierowców, który uczestniczył w nielegalnym wyścigu. Taki wyrok usłyszeli dwaj młodzi Niemcy, których nieodpowiedzialne zachowanie doprowadziło do śmiertelnego wypadku w Moers.

Tragedia wydarzyła się w kwietniu ubiegłego roku. 22-latek bez prawa jazdy wybrał się wówczas na przejażdżkę blisko 600-konnym Mercedesem-AMG należącym do jego ojca. Wkrótce miał się wywiązać drogowy wyścig między nim, a innym kierującym poruszającym się podrasowanym Range Roverem o mocy przekraczającej 500 KM. Jak wynika z dokumentacji procesowej, samochody jeździły po mieście z prędkością dochodzącą do 170 km/h!

Taka "zabawa" musiała mieć tragiczny finał. Na jednym ze skrzyżowań rozpędzony mercedes uderzył w tył Citroena Saxo. 43-letnia kierująca, która nie miała zapiętych pasów, została wyrzucona z pojazdu. Trzy dni po wypadku kobieta zmarła w szpitalu. Kierowca Range Rovera nie uczestniczył w wypadku, ale pozostał na miejscu zdarzenia, w przeciwieństwie do sprawcy, który uciekł i dopiero po kilku dniach został zatrzymany.

Reklama

W tym miejscu warto dodać, że niemiecki kodeks karny (StGB) od niedawna przewiduje jasno określone kary dla organizatorów i uczestników wyścigów drogowych. Paragrafy wprowadzono po głośnym wypadku z 2016 roku, gdy w wyniku szaleńczej jazdy uczestników tego rodzaju nielegalnej imprezy w Berlinie na ulicy Kurfürstendamm zginął 69-latek. Wówczas za spowodowanie śmiertelnego wypadku w Niemczech groziło najwyżej 5 lat więzienia.

Obecnie sprawcy śmiertelnego wypadku, do którego dochodzi w wyniku nielegalnego ścigania się na publicznych drogach, grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności. Organizatorzy i uczestnicy, którzy narażają życie i zdrowie osób postronnych, trafić mogą do więzienia na okres od 6 miesięcy do 5 lat.

Mimo wprowadzenia nowego przepisu, 22-letni sprawca z Moers nie był sądzony za spowodowanie wypadku drogowego. Prokurator postawił mu zarzut morderstwa. W czasie procesu przed sądem w Kleve kierowcy przyznali się do ścigania ulicami miasta, ale zgodnie zeznali, że podjęli taką decyzję na własne ryzyko i nie był to element żadnej nielegalnej "imprezy".

Sędziowie nie mieli zatem żadnych wątpliwości, że każdy z kierowców musiał zdawać sobie sprawę z ewentualnych następstw skrajnie nieodpowiedzialnego zachowania, a mimo tego - w pełni świadomie - naraził życie i zdrowie osób postronnych.

Ostatecznie sąd w pełni podzielił argumentację prokuratora. 22-letni kierowca usłyszał wyrok, jak za popełnienie morderstwa z premedytacją - dożywotniego pozbawienia wolności. Drugi z kierowców trafić ma do więzienia na trzy lata i dziewięć miesięcy. Warto dodać, że prokuratura domagała się dla niego kary dwuletniego pozbawienia wolności w zawieszeniu.

Wyrok nie jest prawomocny i obrońca sprawcy wypadku już zapowiedział złożenie apelacji do Federalnego Trybunału Sprawiedliwości. Podobne plany ma obrońca drugiego kierowcy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy