Suzuki Kizashi 2.4 2WD Sport - test
Kizashi znaczy po japońsku przedsmak. Tyle że w przypadku tej potrawy wielu miłośnikom marki Suzuki będzie musiało obejść się smakiem. Wysoka cena spycha Kizashi do narożnika.
Suzuki słynęło zawsze z dwóch rzeczy: tanich i ekonomicznych aut miejskich oraz bardzo dzielnych terenówek. Tym modelem jednak postanowiło wejść w klasę średnią. Czy debiut się udał?
Nadwozie i wnętrze
Przy długości 4,65 m i rozstawie osi 2,7 m Kizashi plasuje się na poziomie bliskim Hondy Accord czy Forda Mondeo. Wewnątrz, poza mniejszą ilością miejsca nad głowami również nawiązuje równą walkę z konkurentami z segmentu D.
Nową jakość widać w dziedzinie plastików wnętrza. Są one o niebo lepsze niż w innych modelach tej marki, jednak obiektywnie oceniając - nadal brakuje im nieco do poziomu prezentowanego przez takie auta jak chociażby Volkswagen Passat. Także stylizacja wnętrza, choć znacznie bardziej świeża niż w dotychczasowych produktach tej marki, na tle europejskich aut wypada najwyżej przeciętnie. Wartością dodaną w Kizashi jest skórzana tapicerka w ramach standardowego wyposażenia. Takie rzeczy nie zdarzają się często nawet w klasie wyższej.
Silnik
Słaba stroną Kizashi jest benzynowy silnik 2.4, oferowany jako jedyna dostępna jednostka. Jeżeli miałby to być synonim luksusu, to pod maską powinien "bulgotać" raczej sześciocylindrowiec. Jeżeli już firma pozostała przy skromnych czterech cylindrach, to zdecydowanie powinno to być coś mniejszego, z turbodoładowaniem. Tymczasem jednostka 2.4 osiąga moc 178 KM, o 23 KM mniej niż podobne 2.4 w Hondzie Accord i niewiele więcej niż skromne 1.4 w Volkswagenach. Efekt jest taki, że w trasie musimy się liczyć ze spalaniem na poziomie bliskim 9 l/100 km, a w mieście w zasadzie nie sposób zejść poniżej 11 l/100 km. Jak na czasy, w których oszczędność jest cnotą, nie są to wyniki porywające.
Stosunkowo duża pojemność pozwala na dynamiczne przyspieszanie z każdych obrotów. Jednak jeżeli chodzi o elastyczność na szóstym biegu, to osiągi niestety nie są porównywalne z turbodieslami o mocy rzędu 140-150 KM czy benzyniakami turbo o mniejszej pojemności.
Zawieszenie i hamulce
Podwozie Kizashi skonstruowano według standardu dla tej klasy: McPherson z przodu i wielowahaczowe zawieszenie z tyłu. Całość dobrze się spisuje, jednak można by sobie życzyć ograniczenia siły wspomagania układu kierownicy przy wyższych prędkościach i lepszego stopniowania siły pedału hamulca. Nie są to jednak poważne problemy.
Cena
Wszelkie niedostatki Kizashi są jednak niczym w porównaniu z jego ceną. Kwota 117 tys. zł powoduje, że samochód musi od razu konkurować z topowo wyposażonymi wersjami aut klasy średniej. Pewnym usprawiedliwieniem dla ceny jest oczywiście bogate wyposażenie seryjne, obejmujące miedzy innymi skórzaną tapicerkę, klimatyzację, okno dachowe, elektryczne sterowanie foteli oraz reflektory ksenonowe. Jednak taka konfiguracja podstawowej wersji to naszym zdaniem dość spore ryzyko.
Skromniej wyposażona wersja z mniejszym silnikiem za 70-80 tys. zł byłaby naszym zdaniem strzałem w dziesiątkę. A tak Kizashi pozostaje tylko samochodem niszowym i mało konkurencyjnym.
Tekst: Marcin Klonowski, zdjęcia: Krzysztof Paliński, Robert Brykała
Używane Suzuki Jimny (1998-) - OPINIE