Pod gołym niebem

Luksusowe kobiety z wielkiego świata. Oglądasz je w telewizji, na okładkach ilustrowanych czasopism, podziwiasz, marzysz, wzdychasz, jednak gdy zaczynasz się zastanawiać, czy potrafiłbyś żyć z taką skończoną pięknością na co dzień, do głosu dochodzi rozsądek i pojawiają się liczne wątpliwości. Podobnie jest z samochodami...


Saab 9-3 Aero 2.0 Cabrio, do tego w niecodziennym kolorze metalizowanej limonki (lime yellow metallic), to auto, któremu nie można odmówić urody i elegancji. Pełny szpan. A kiedy jeszcze niedbałym ruchem włączymy mechanizm otwierania dachu, gapie zamierają w niemym zachwycie.

- Rany, gdybym miał taką brykę, wszystkie laski byłyby moje... - jęknął obserwujący to fascynujące inżynierskie widowisko pewien wyrośnięty nastolatek.

Nietuzinkowy samochód, prestiżowa, stosunkowo rzadko spotykana w Polsce marka, bogate wyposażenie. Duża przyjemność z jazdy (prędkość maksymalna, według danych producenta, wynosi 225 km/godz., a przyspieszenie od zera do setki 9,5 sekundy, dość mało ale był to "automat"), zapewniający poczucie bezpieczeństwa przy wyprzedzaniu zapas mocy pod pedałem gazu (210 KM, wspomaganych turbodoładowaniem), mile łechcąca męską próżność świadomość, że na sześćsetkilometrowej trasie nie wyprzedził nas żaden inny pojazd (z wyjątkiem ciężarówki, której kierowca wyrwał ostro do przodu, nie bacząc na teren zabudowany, zakręt, ograniczenie prędkości do 40 km/godz. i podwójną ciągłą linię - świeć Panie nad jego duszą).

To wszystko cieszy, ale... No właśnie. W tekście, który wkrótce opublikujemy po teście saaba 9-3 aero cabrio skupimy się na owych "ale", które powodują, że racjonalnie myślący, przeciętnie sytuowany ojciec polskiej rodziny, samochodem tym jeździł nie będzie. Nawet, gdyby taki wóz dostał w prezencie od bogatego wujka.

Po pierwsze, koszty utrzymania. Samochód, o którym mówimy, kosztuje 215 tys. zł, a to oznacza horrendalnie wysokie stawki ubezpieczenia. Szwedzka technika uchodzi za niezawodną, ale przecież wszystko wcześniej czy później może się zepsuć. Aż strach pomyśleć, ile musielibyśmy zapłacić za jakąkolwiek poważniejszą naprawę saaba. Producent zapewnia, że auto z dwulitrowym silnikiem w wersji turbo zużywa średnio 10 litrów benzyny na 100 km. Przekonaliśmy się, że w praktyce taki wynik osiągnąć niezwykle trudno. Bliższe prawdy jest spalanie w granicach 12-13 l/100 km, a to oznacza, że przejechanie jednego kilometra zubaża portfel - przy obecnych cenach paliwa - o około 50 groszy. Dlatego najlepiej od razu poprosić wujka o kilkanaście beczek bezołowiowej...

Reklama

Polacy z przyczyn praktycznych cenią sobie szczególnie samochody rodzinne, a naszego saaba trudno za taki pojazd uznać. Bagażnik, choć jak na kabrioleta całkiem okazały (352 l.), nie pomieści bagażu niezbędnego na dłuższą wakacyjną eskapadę. Na domiar złego jego pojemność i funkcjonalność wyraźnie się zmniejsza po złożeniu dachu. A jak przewieźć rowery, narty, deskę windsurfingową? Gdzie zamontować ewentualny dodatkowy box, tzw. trumnę? "Płócienna" góra na to nie pozwala.

Widzieliśmy już samochody, gdzie siedzącym z tyłu pasażerom brakowało miejsca na nogi. W saabie tego miejsca nie ma w ogóle. W lukę między oparcia maksymalnie odsuniętych przednich foteli nie zmieściłby się ogon przeciętnego psa, więc co tu mówić o najszczuplejszych choćby ludzkich kończynach.

Jeśli chodzi o komfort podróżowania, to saab nie rozpieszcza pod tym względem również kierowcy. Skórzany fotel jest zbyt miękki, a po pewnym czasie mocno zaczyna dawać się we znaki ból kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. W przypadku niżej podpisanego minął on dopiero po podłożeniu pod ten fragment pleców zwiniętej małej poduszki.

Zawieszenie szwedzkiego auta doskonale spisuje się na szosach o nienagannej nawierzchni. W Polsce ma się wrażenie, że samochód chwilami traci kontakt z rzeczywistością naszych dróg. Podczas szybkiej jazdy po wybojach i koleinach czujemy się jak na kolejce górskiej w lunaparku.

Niewielki prześwit między spojlerami zderzaków a jezdnią przyprawia o palpitację serca przy każdej próbie zaparkowania na chodniku z wysokim krawężnikiem.

Lekko rozczarowani mogą też być melomani, bowiem system audio w saabie wyraźnie odbiega klasą od klasy (i ceny) samego auta. W zbyt wąskim schowku pod podłokietniki między przednimi fotelami nie mieszczą się płyty CD w standardowych opakowaniach.

Na koniec zauważmy, że kabriolet nie jest wersją nadwozia, która sprawdza się w rodzimych realiach i to nie tylko ze względu na kaprysy klimatu. Pozostawiając pojazd z otwartym dachem w najlepszym razie ryzykujemy, że ktoś wrzuci nam do wnętrza puszkę do piwa, zgasi papierosa na tapicerce foteli lub urwie dźwignię kierunkowskazu.

Podsumowując: Saab 9-3 Aero 2.0 Cabrio to naprawdę dobry samochód. Dla bogatych synalków bogatych rodziców w bogatej części Europy, którzy mkną niemieckimi, włoskimi czy francuskimi autostradami, by na Lazurowym Wybrzeżu zadawać szyku przejażdżkami po nadmorskich bulwarach i wcielać w życie myśl sformułowaną przez wspomnianego na wstępie ich polskiego rówieśnika.

TUTAJ więcej zdjęć saaba 9-3 aero cabrio.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama