Opel Insignia - ewolucja w dobrym kierunku

Pierwsza Insignia miała trudne zadanie – musiała zupełnie zmienić postrzeganie Opla w klasie średniej. Plan został jednak wykonany w stu procentach, a samochód ten stał się bestsellerem. Jego następca powinien więc po prostu kontynuować ów sukces. Tylko tyle i aż tyle.

Ponad 940 tys. sprzedanych egzemplarzy i spore zainteresowanie pomimo 9-letniego rynkowego stażu, w czasie którego tylko raz przeprowadzono face lifting. Opel Insignia A, bo tak już powinniśmy zacząć myśleć o tym modelu, okazał się sporym sukcesem. Widać to zresztą na ulicach, a także w ogłoszeniach, w których używane egzemplarze trzymają całkiem wysokie ceny, a i tak bez większego problemu znajdują nabywców.

Nie znaczy to jednak, że Insignia nie miała kilku istotnych wad, z którymi druga generacja powinna się rozprawić, nie tracąc przy tym niezaprzeczalnych zalet. Do tych drugich zdecydowanie należy zaliczyć prezencję - największy z modeli Opla swoją popularność zawdzięcza między innymi właśnie stylistyce. Druga generacja nie zawodzi na tym polu - auto zdecydowanie będzie przyciągało wzrok na ulicy atrakcyjnymi liniami i smukłym nadwoziem, które w porównaniu do poprzednika jest niższe o niemal 3 cm. Co więcej, Opel zrezygnował z tworzenia wersji sedan - podstawowa odmiana nadwoziowa to liftback, co pozwoliło na nadanie autu bardziej dynamicznego wyglądu. Sam producent nawiązuje tu do idei tak zwanych "czterodrzwiowych coupe", a do tego nie mów o wersji "liftback", tylko "Grand Sport".

Reklama

Pierwsza Insignia, chwalona za nadwozie, ganiona była z kolei za wnętrze. Narzekano niedużą ilość miejsca w drugim rzędzie siedzeń i przeładowaną przyciskami konsolę środkową. Drugi z problemów rozwiązano podczas face lftingu, ale nowa generacja poszła jeszcze o krok dalej w stronę minimalizmu. W efekcie niemal wszystkie funkcje wybiera się za pomocą dotykowego ekranu (działa on całkiem sprawnie i płynnie), a największe nagromadzenie przycisków to panel klimatyzacji, na szczęście z pokrętłami do regulacji temperatury, zamiast niezbyt wygodnych pól dotykowych znanych z poprzednika po modernizacji.

Co ciekawe, właściciele schodzącego modelu w bogatej wersji i po face liftingu, będą mieli silne poczucie deja vu, kiedy spojrzą na zegary nowej Insigni. Oprócz klasycznego zestawu z wyświetlaczem komputera pokładowego pośrodku, znajdziemy tu rozwiązanie z dużym ekranem i analogowym obrotomierzem, wskaźnikiem poziomu paliwa i temperatury płynu chłodzącego po jego bokach. Przeniesiono je żywcem właśnie z Insignii A po modernizacji, co jest dość nietypowym posunięciem. Na plus możemy zaliczyć fakt, że całość wygląda nadal całkiem nieźle, ale w porównaniu do coraz popularniejszych w pełni wirtualnych zegarów wydaje się być półśrodkiem. Irytuje też nieco fakt, że wskazówka prędkościomierza nie przesuwa się płynnie - zauważalne są nieznaczne przeskoki, szczególnie podczas dynamicznego przyspieszania. Kiedy zaś przełączymy sobie na tryb podglądu mapy, to okaże się, że nadal ma on mikroskopijne rozmiary (pomimo dużej ilości wolnego miejsca na ekranie).

Pochwalić możemy natomiast ilość miejsca z tyłu - na wysokości kolan przybyło 25 mm, a nad głową 8 mm. Może wydawać się, że to nie dużo, ale w porównaniu z poprzednikiem, różnica jest odczuwalna. Poprawiła się również szerokość (o 3 cm), ale jazda w trzy osoby na tylnej kanapie i tak nie będzie należała do bardzo wygodnych. Dość wysoki tunel środkowy oraz konsola między przednimi fotelami z nawiewami oraz przyciskami do ogrzewania zewnętrznych miejsc z tyłu, zauważalnie pogarszają komfort osoby siedzącej na środku. Na obronę możemy dodać jedynie, że konkurenci zwykle nie są pod tym względem lepsi.

Dość przeciętnie wypada wielkość bagażnika - 490 l to całkiem sporo, ale pamiętajmy, że Inisgnia Grand Sport mierzy aż 4,9 m długości! Od samochodu wielkości auta klasy wyższej można oczekiwać nieco więcej.

Jednym z wyróżników Opla Insignii A były ergonomiczne fotele AGR i znajdziemy je również w nowym modelu. Bardzo dobrze łączą one komfort podróżowania z niezłym trzymaniem bocznym. Mają możliwość wydłużenia siedziska, regulacji wysokości podudzia, a kierowca może także dobrać szerokość boczków oparcia. Szkoda tylko, że jedynie on może ustawiać swój fotel elektrycznie - pasażerowi odmówiono tego luksusu, co w klasie średniej jest dość dziwne. Jedynie prowadzący ma także dostęp do funkcji masażu, ale w jej najbardziej podstawowej formie - uciskania odcinka lędźwiowego.

Jednym z większych grzechów pierwszej Insignii była wysoka masa własna. Odbijało się to na prowadzeniu, ale przede wszystkim na osiągach, które były nieco rozczarowujące, biorąc pod uwagę moc poszczególnych silników. Inżynierom Opla udało się na szczęście znacząco odchudzić drugą generację - zależnie od wersji różnice sięgają nawet 175 kg (w podstawowej auto waży teraz 1366 kg)!

Jak dużą zrobiło to różnicę? Kiedy spojrzymy na dane wersji z wysokoprężnym 2.0 CDTI o mocy 170 KM (występujący w obu generacjach) okaże się, że w stara Insignia rozpędzała się do 100 km/h w 9,4 s, a nowa w 8,7 s. Różnice są jeszcze większe, kiedy porównamy 140-konną wersję benzynową (stara to 1.4 T, nowa 1.5 T) - druga generacja okazuje się szybsza o równą sekundę, w porównaniu z poprzedniczką (9,9 s).

Poprawa jest zauważalna także podczas pokonywania zakrętów - Insignia posłusznie podąża za ruchami precyzyjnego układu kierowniczego. Dotyczy to zarówno wersji ze standardowym zawieszeniem, jak i adaptacyjnym FlexiRide. W przypadku tego drugiego różnice między trybem komfortowym (Tour), a sportowym nie są wyjątkowo duże. Zdecydowanej większości kierowców wystarczą zwykłe amortyzatory, których zestrojenie można określić jako "zwarte" - nie ma tu mowy o bujaniu na nierównościach.

Podczas pierwszych jazd testowych nowym Oplem Insignią mieliśmy okazję sprawdzić między innymi nowy silnik 1.5 T w mocniejszej, 165-konnej odmianie. Jest to najbardziej optymalny napęd dla osób, które nie pokonują dużych dystansów. Przyspieszenie do 100 km/h trwa bardzo przyzwoite 8,9 s, a jednostka napędowa chętnie zabiera się do pracy już od niskich obrotów (maksymalny moment obrotowy to 250 Nm, a dostępny jest w przedziale 2000-4500 obr./min). Pochwalić musimy także pracę przyjemnie zestopniowanej, manualnej skrzyni biegów.

Podejrzewamy, że silnik ten będzie bardzo chętnie wybierany przez klientów, podobanie jak diesel 2.0 CDTI 170 KM, który również zrobił na nas dobre wrażenie. Najciekawszą wersją w gamie jest jednak 2.0 Turbo o mocy 260 KM, seryjnie współpracująca z nową, 8-biegową skrzynią automatyczną oraz, również nowym, napędem na cztery koła. Tak jak w poprzedniku, układ 4x4 ma możliwość rozdzielania mocy między tylnymi kołami, ale zamiast dyferencjału przy tylnej osi, zastosowano dwa sprzęgła. Dzięki temu można niemal dowolnie dozować przeniesienie momentu obrotowego, co zapewnia lepsze zachowanie na zakrętach, a także ma pozwalać nawet na efektowne zarzucanie tyłem w zakrętach (o czym mówili sami przedstawiciele Opla).

W praktyce jednak ta odmiana nie zapewnia zbyt wielu sportowych emocji. Sprint do 100 km/h w 7,3 s nie powala, a dźwięk silnika, pomimo tego, że w trybie Sport wspomagany jest (bardzo symbolicznie), przez głośniki, nie powoduje szybszego bicia serca. Automatyczna skrzynia potrafi co prawda gwałtownie zredukować bieg, kiedy nagle wciśniemy gaz w podłogę, ale preferuje raczej zrelaksowany styl jazdy.

Na koniec warto jeszcze wspomnieć o paru nowościach na liście wyposażenia. Insignia dostała między innymi adaptacyjne światła LEDowe, które po raz pierwsze zobaczyliśmy w Astrze, ale tam diod było 16, a tutaj 32. Po raz pierwszy Opel zastosował w swoim modelu zestaw kamer dookolnych oraz wyświetlacz head up, którego wskazania widzimy na przedniej szybie, a nie przezroczystej płytce wysuwanej z podszybia, jak u wielu konkurentów. Obraz jest kolorowy, bardzo czytelny i przekazuje sporo informacji (wskazówki nawigacji, ograniczenie prędkości, ustawienia tempomatu, itp.).

Nowy Opel Insignia zrobił na nas bardzo dobre wrażenie. Skutecznie rozprawił się z mankamentami poprzednika, zachowując jego mocne strony. Atrakcyjny wygląd, dopracowany układ jezdny, bardzo dobre fotele i świetne, matrycowe światła LEDowe to jedne z wielu wyróżników tego modelu. Co ciekawe, Opel niebawem rozszerzy ofertę o program Exclusive, dający dostęp do unikalnych wzorów aluminiowych obręczy, kolorów lakieru, a nawet pozwalający, na zamówienie dowolnie wymyślonej przez nas barwy. Pod koniec roku ma pojawić się także możliwość personalizacji wnętrza, obejmująca wysokiej jakości skórzane tapicerki. Czyżby Opel chciał, aby Insignia stała się nieco premium?

Produkcja drugiej generacji tego modelu dopiero się rozpoczęła, a na polskie drogi wyjedzie on latem. Można już składać na niego zamówienia - ceny zaczynają się od 99 900 zł za bazową wersję Enjoy ze 140-konnym silnikiem benzynowym. Na drugim końcu cennika znajdziemy 210-konnego diesla z automatem i 4x4, który w topowej odmianie Elite kosztuje 159 900 zł.

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama