LBX, UX, NX i RX: Cztery różne Lexusy, jeden wspólny wniosek
Lexusy nie są najtańsze, nie są też najbardziej efektowne. Ale po dwóch dniach z modelami LBX, UX, NX i RX zrozumiałem, dlaczego klienci wybierają je coraz częściej. W świecie pełnym przekombinowanych samochodów, Lexus stawia na coś, co dziś jest luksusem: spokój.

Na papierze Lexusy wyglądają jak rozsądny wybór: hybrydy Toyoty, synonim niezawodności, a do tego wrażenie "czegoś lepszego". Ale żeby naprawdę zrozumieć, o co chodzi w tej marce, trzeba nimi pojeździć. Spędziłem dwa dni z czterema SUV-ami Lexusa: miejskim LBX-em, kompaktowym UX-em, średnim NX-em i dużym RX-em. Wszystkie miały napędy hybrydowe - dwa z wtyczką, dwa bez - i każdy mówi coś o tym, czym dziś jest Lexus. I dlaczego w Polsce przyciąga coraz więcej kierowców.
LBX - najtańszy Lexus, ale nie czuć w nim Toyoty
To nie jest Yaris Cross w przebraniu. Jedyna dostępna wersja - z klasyczną hybrydą -zaskakuje przede wszystkim tym, jak dobrze jeździ. Układ kierowniczy daje więcej czucia niż można by sądzić po gabarytach, zawieszenie nie robi zębów z galarety, a kabina, choć ciasna z tyłu, z przodu oferuje ergonomię i jakość, której nie powstydziłby się pierwszy NX.

LBX-em po prostu się płynie. Nie w sensie kanapowej miękkości, ale braku stresu. W mieście jest wystarczająco dynamiczny, skręca jak gokart, a dzięki wałkowi wyrównoważającemu do ucha kierowcy nie dociera fakt, że pod maską pracuje silnik z trzema cylindrami. To nie samochód, który wybiera się z kalkulatorem w ręku. To auto, które kupuje się z serca - i o dziwo, nie traci się przy tym głowy, bo to samochód jest o klasę lepszy od Toyoty, z którą dzieli "trzewia", a pali tyle co ona - w mieście spokojnie można zejść poniżej 4 l/100 km.

UX 300h: poprawiony, wygładzony, nadal nie dla wszystkich
To mój pierwszy kontakt z odświeżonym UX-em i z napędem o sumarycznej mocy 199 KM. Hybryda jest cichsza niż wcześniej, a cały układ napędowy mniej nerwowy. Ale UX 300h to wciąż samochód bardzo kompaktowy - co odbija się na bagażniku, który wygląda, jakby zaprojektowano go pod jedną większą torbę.

Prowadzi się zaskakująco precyzyjnie. To nie sportowiec, ale na ciasnych łukach wciąż daje przyjemność z jazdy. Zawieszenie jest zwarte, ale na 18-calowych obręczach jest dość twardo i dobrze, że Lexus nie proponuje większych. Kabina? Udana, efektowna w wykończeniu, ale wciąż przyjazna w obsłudze. Multimedia - ja pamiętam UX-a jeszcze z touchpadem - w końcu nadają się do użytku. I co dla wielu ważne, nie brakuje praktycznych przycisków.

UX to Lexus dla tych, którzy potrzebują po prostu miejskiego, dobrze zrobionego auta z lepszym znaczkiem na masce. Ale szczerze mówiąc, jeśli ktoś nie potrzebuje wozić dorastających dzieci i psa i tak poleciłbym spróbować LBX-a.
NX: złoty środek z wtyczką i charakterem
W teorii: hybryda plug-in o mocy 309 KM, która w trybie EV ma robić do 98 km. I wygląda na to, że to realna wartość przy normalnej jeździe, bateria ma 18,1 kWh pojemności, a zużycie energii podczas mojej próby utrzymywało się w okolicach 18,5 kWh. I to jest właśnie siła tego auta. NX 450h+ nie zmusza do ładowania, bo jego silnik spalinowy ma 185 KM mocy i poradzi sobie sam, ale napęd daje realną korzyść, gdy się ładuje baterię - 6,3 s do 100 km/h i prawie 100 km jazdy w ciszy. Mamy przyspieszenie, ale to jednak nie samochód do ostrego pokonywania wiraży. Choć i tak da się lubić.

Pozycja za kierownicą jest wzorcowa. Fotele - znakomite, kokpit - logicznie zaprojektowany i świetnie spasowany. W testowym egzemplarzu mieliśmy bardzo efektowne wnętrze wykończone czarną i czerwoną skórą - robi wrażenie. NX prowadzi się precyzyjnie, jest komfortowy i dobrze wyciszony, a do tego świetnie filtruje nierówności. Dzięki "strzałowi z prądu" podczas przyspieszania, masę auta czuć właściwie tylko przy ostrym hamowaniu. I w porównaniu do LBX i UX, jakością wykonania i wykończenia robi dużo lepsze wrażenie pod względem poczucia obcowania z samochodem z segmenu premium. Co oczywiście mocno odbija się w cenie.

Lexus RX: w tym aucie świat przestaje cię gonić
Największy, najcięższy i najbardziej komfortowy Lexus z tej czwórki. Silnik 2.5 i elektryka dają razem 309 KM, ale dynamika nie jest priorytetem. RX jedzie tak, jakby chciał cię ukołysać. Miękko, liniowo, płynnie. W ciasnych zakrętach czuć masę, w ciasnych uliczkach - gabaryty.

Ale kabina robi wrażenie. Fotele jak z salonu masażu. Wszędzie miękkie materiały, do tego gigantyczny ekran, ale z intuicyjną obsługą. Tryby jazdy? Są, ale zapominasz o nich po godzinie. Najważniejszy jest tryb "relaks", w jaki wprowadza się kierowca.
RX to nie auto do zabawy na górskich winklach. To auto do komfortowej jazdy bez wyrzeczeń. Popijasz kawę, słuchasz podcastu, widoki przetaczają się obok, a ty jedziesz swoim tempem. I Lexus wie, że są ludzie, którzy tego właśnie szukają.

Dlaczego to działa? Lexus nie próbuje być wszystkim dla wszystkich
Lexus nie ma najnowocześniejszego systemu infotainment, nie bije rekordów 0-100, nie czaruje trybami jazdy liczbą kamer i systemami jazdy autonomicznej próbującymi zastąpić kierowcę. Ale daje coś, czego coraz więcej kierowców szuka: święty spokój. Wsiadasz, jedziesz, działa i nie zastanawiasz się, jak to wszystko obsłużyć. Jest cicho, wygodnie, relaksująco.
Nie próbuje konkurować z najbardziej zaawansowanymi technologicznie markami ani przekonywać, że każdy kilometr to emocje. Ale właśnie dlatego trafia do tych, którzy mają już dość walki z konfiguratorami, menu ekranów i trybami jazdyi. Działa? Działa. I to wystarczy. W świecie pełnym przekombinowanych samochodów Lexus wraca do podstaw - i robi to po swojemu.