Jechał ponad 50 km/h w zabudowanym i nie stracił prawa jazdy!

Zatrzymywanie prawa jazdy na 3 miesiące, za przekroczenie dozwolonej prędkości w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h, od początku budzi wiele kontrowersji. Interweniował w tej sprawie Rzecznik Praw Obywatelskich, zgłaszając zastrzeżenia do braku możliwości obrony swoich racji przez kierowcę, a ostatnio grupa posłów zainteresowała się problemem błędów pomiarowych urządzeń stosowanych przez policję. Okazuje się jednak, że nie zawsze funkcjonariusze bezwzględnie stosują wspomniany przepis.

Policyjne pomiary prędkości bywają kontrowersyjne, szczególnie te robione wideorejestratorami. Urządzenie mierzy prędkość radiowozu, a funkcjonariusz ocenia, czy na oko jedzie mniej więcej tyle, ile pojazd ścigany. Później czytamy w policyjnych komunikatach, że kierujący jechał "dokładnie 101,3 km/h", chociaż każdy dobrze wie, że nie da się tego stwierdzić. No, może poza policjantami piszącymi te komunikaty.

Zwykle pewne odchylenie i zakłamanie pomiaru nie jest duże i nie ma większego znaczenia. To czy jechaliśmy w terenie zabudowanym 72 czy może 78 km/h nie jest istotne - przepisy złamaliśmy i nie da się temu zaprzeczyć, a mandat i tak dostaniemy taki sam. Sprawa się komplikuje, kiedy trzeba ocenić czy jechaliśmy 99 czy 101 km/h. W drugim przypadku, poza wyższym mandatem, tracimy prawo jazdy na trzy miesiące.

Okazuje się, że chyba jednak nie zawsze. W poniższym fragmencie programu "Stop drogówka" możecie zobaczyć interwencję policjantów, którzy jechali za szybko poruszającym się Volvo. Włączyli pomiar widerorejestratora, który wskazał 100,9 km/h. Wbrew pojawiającej się w materiale informacji, zatrzymany kierowca nie jechał z taką prędkością. Była to średnia prędkość radiowozu na odcinku 100 m. Ile jechało Volvo? Spróbujcie ocenić na oko, czy radiowóz zbliżał się do niego czy nie - to jedyny sposób na ustalenie, czy pomiar był wykonany prawidłowo (tak, taki rodzaj pomiaru prędkości został zatwierdzony przez Główny Urząd Miar, a także stanowi dowód w sądzie, w przeciwieństwie do np. pomiarów wykonanych za pomocą GPSu).

Reklama

Co zaskakujące, policjanci nie zatrzymali kierowcy prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50,9 km/h w terenie zabudowanym. Według słów jednego z funkcjonariuszy zabrakło "jeszcze jednego kilometra". Po pierwsze jednej dziesiątej kilometra, jeśli już, a po drugie nie przypominamy sobie, żeby przepisy mówiły coś, na temat tego, że wartości dziesiętne nie mają znaczenia, podobnie jak to, że zaokrągla się je zawsze w dół. Skąd więc taka decyzja policjantów?

Chcemy wierzyć, że z niespotykanej znajomości instrukcji wideorejestratora. Zgodnie z nią, urządzenie przy prędkościach od 100 km/h, obarczone jest ryzykiem błędu na poziomie 3 procent. A ponieważ w razie wątpliwości, sprawy rozstrzyga się na korzyść podejrzanego, nawet za wynik 103 km/h nie powinno się prawa jazdy zabierać. Dostrzegła to ostatnio nawet grupa posłów, która wystąpiła z interpelacją do Ministerstwa Infrastruktury w tej sprawie. Pytają oni w niej, czy funkcjonariusze zostali odpowiednio poinstruowani co robić w takich sytuacjach oraz czy ministerstwo pracuje nad prawem, które mogłoby to uregulować. Problem błędów pomiarowych, dopuszczalnych przez producenta urządzenia, dotyczy bowiem także ręcznych mierników prędkości. Zwykle niestety, nawet jeśli policjanci o tym wiedzą, chętnie wykorzystują ten fakt na korzyść własnych statystyk mandatowych i zatrzymanych praw jazdy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy